Przejdź do głównej zawartości

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne.

Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ i TUTAJ. Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa.

Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopiero teraz, oglądając zdjęcia archiwizowane w zakamarkach dysków, przypominamy sobie jak wiele miejsc odwiedziliśmy razem, jak wiele dawaliśmy sobie wzajemnie szczęścia i eksploracji świata, emocji, kulinariów i wszystkiego, co tylko człowiek może sprezentować psu, a pies człowiekowi.

Mazury - lasy, jeziora i podwórko Babci. Bałtyk i długie spacery po plaży i lasach. Góry Sowie - pełne śniegu i niemalże puste ludźmi, Beskid Wyspowy, Gorce, Beskid Żywiecki i Śląski, Przemyśl, Wrocław, Jura Krakowsko-Częstochowska, Pustynia Błędowska, ukochane podróże samochodem i pociągiem. Codzienne wycieczki do lasu w czasie pandemicznej pracy zdalnej (bywałyśmy tam nieco po piątej, czasami zaskakiwałyśmy dziki układające się do snu i zawsze miałyśmy ptasi koncert tylko dla siebie) i niecodzienne, ale częste, gdy już trzeba było wrócić do biur. Lasy bliższe i dalsze, stawy i jeziora, miasta i wsie. Urlopy planowaliśmy tak, by jechać wspólnie z nią lub by została z jednym z nas. Kochała Miyę, koegzystowała pokojowo z resztą kotów. Nic sobie nie robiła z tego, że Nora chce nad nią dominować - ignorowała ją absolutnie, do chwili w której Nora chciała ja ugryźć za to, że to Amber wyszła pierwsza z mieszkania. Ten jeden raz straciła cierpliwość i warknęła. Dawała się przytulać do siebie kotom, także tym malutkim, zaczepiała do głaskania ludzi i spokojnie wysłuchiwała dziecięcych zachwytów nad swoją miękkością, puchatością i wspaniałością.

Miała własne zdanie i uparcie dawała do zrozumienia, że nie interesuje jej nic innego. Podczas spacerów zamieniała się w głaz, gdy tylko próbowaliśmy pójść w miejsce, które się jej nie podobało. Miała swoje ulubione trasy, nawyki, upodobania i nie chciała ich zmieniać - bo niby po co? Brodziła po wodzie tylko w jednym miejscu, w innych trzymała się od wody z daleka. Doskonale identyfikowała osoby, które są odpowiedzialne za karmienie i nie odstępowała od nich wierząc, że nieustępliwość przyniesie efekty. Uwielbiała warzywa - marchewkę, rzodkiewkę, świeże ogórki, owocami pluła w sposób iście pokazowy. Początkowo spała z nami, później wybrała własne legowisko. Leżała na nim i wzdychała czekając na głaski. Grzecznie połykała wszystkie lekarstwa, których z upływem czasu było coraz więcej. Protestowała przeciwko czesaniu i zabiegom medycznym. Wykąpana, pachniała mokrym psem i ostentacyjnie czekała na zadośćuczynienie w postaci smaczka.

Od pewnego czasu słabła. Ciało męczyło się podawanymi lekami. Zaczynała się chwiać, miała kłopoty ze wstawaniem, nawracały niestrawności. Gdy czuła się dobrze - dreptała podczas spacerów w sobie znane i potrzebne zakątki osiedla i lasu, domagała się jedzenia, bawiła ulubionym pluszakiem. Gdy gorzej - przesypiała większość dnia bez chęci na aktywność. Ostatnio nosiliśmy ją, jak królewnę, na rękach - bo nie dawała rady pokonywać schodów. Badania potwierdziły, że medycznie nie da się zrobić nic, poza uporczywym podtrzymywaniem jej przy życiu, pełnym bólu i cierpienia.

Urządziłyśmy sobie dzień jak z bajki. Było mnóstwo smyrania i smaczków - lody zagryzałyśmy rzodkiewką i suchym chlebem (taki pieczony w domu był jej ulubionym), spacerowałyśmy, gawędziłyśmy, mówiłam jak ją kochamy i szeptałam słowa, o których myślimy, że przecież jeszcze mam czas, jeszcze je kiedyś wypowiem. To było nasze kiedyś... Wieczorem zabraliśmy ją na przejażdżkę i na spacer. A potem głaskaliśmy, aż zasnęła...

Każdy kąt domu przypomina o tym, że jej nie ma. Każde wyjście z domu wiedzie ścieżkami, po których chodziliśmy na drugim końcu smyczy. Zachowanie kotów zmieniło się - na nowo układają się relacje. Wierzę, że nasyciliśmy każdy nasz wspólny dzień ciepłem, miłością i szczęściem i dlatego też jestem przekonana, że gdzieś tam w świecie za Tęczowym Mostem, spotkamy kiedyś Amber i inne bliskie nam Istoty. Poznamy się i będziemy na nowo cieszyć się swoim towarzystwem, już na zawsze.

Komentarze

magdalenardo pisze…
Pięknie napisane.
Przykro mi bardzo z powodu Waszej straty, musi okropnie boleć:(
Nie mogę sobie wyobrazić życia bez Snikersa i Milki, naszych ukochanych psów.

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...