Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej.
I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas".
Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć kolejne kandydatki na opiekunki, a gdy jedna z nich nie bacząc na fantazjowanie dziewczynki decyduje się przyjąć pracę, wytacza ciężkie działa podejrzliwości i jęczenia. Czy słusznie?
Wielki plus dla autorki za oswajanie dzieci z mitologią słowiańską. To dość nowy trend w literaturze, ale już solidnie ugruntowany. Cieszy, że autorka (i wydawczyni) uznała, że warto iść tą ścieżką. Podczas lektury myślałam o tym, że książki o rodzinie Lipowskich mogłyby trafić do szkół, jako literatura wyjaśniająca wierzenia słowiańskie, ale z drugiej strony - czy aby na pewno w obecnej sytuacji dla takich treści znajdzie się w szkole miejsce?
Dodatkowym plusem jest staranne wydanie i bajeczne ilustracje Marcoina Minora.
Komentarze