Ile wiemy o swoich rodzicach? Ile o rodzeństwie? Ile pamiętamy z przeszłości? To pytania, które Liane Moriarty podsuwa swoim bohaterom i nam, czytelnikom, czytającym jej powieść "Niedaleko pada jabłko".
Starsze małżeństwo emerytowanych tenisistów i instruktorów tenisa próbuje dostosować się do mniej aktywnego życia niż to, które niegdyś prowadzili. Ich czwórka dzieci dorosła i nie potrzebuje aż tak wiele uwagi (choć nadal, jak się okazuje, potrzebuje atencji), wychowankowie już dawno poszli w świat i zdają się nie pamiętać o szkółce Delaneyów. Gdy pewnego dnia Joy pisze zdumiewającej treści smsa i znika, a Stan wydaje się być dziwnie zmieszany i nie potrafi wyjaśnić, gdzie podziała się jego żona, wszyscy wokół zaczynają zadawać sobie pytania co się stało z ich małżeństwem, gdzie jest żona i czemu mąż unika odpowiedzi. To pytanie coraz mocniej dręczy też ich dzieci.
Liane Moriarty kolejny raz uknuła intrygę, która pobudza ciekawość, zdumiewa przemyślnością i każe zadawać sobie pytanie o to, jak postąpilibyśmy w podobne do opisywanej sytuacji. Oraz - co wiemy o ludziach nam najbliższych?
Splot wydarzeń opisanych w powieści odsłania kolejne elementy z przeszłości, pozwala nam wnikliwiej zajrzeć w życie opisywanej rodziny dostrzegać to, co niekoniecznie nazwać można właściwym. A jednak - rodzina, to rodzina, i choć niektórzy zdają się o tym zapominać, więzy krwi to silne powiązanie.
Świetna powieść, ale też chyba nie ma co się spodziewać po tej autorce innych. Polecam🙂
Komentarze