Zaskakujący tytuł, prawda? Treść też - wszak bohaterką historii Bartłomieja Świderskiego jest dziewięcioletnia Anna mieszkająca tuż obok dużego miasta w Polsce. To skąd niby tygrys?
Dziewczynka pochłania książki. Marzy o lesie, przyrodzie, przygodach, niesamowitych wydarzeniach wartych opowieści. Jej tata jest realistą, wystrzega się marzeń, nie pozwala wchodzić do lasu i wciąż powtarza racjonalne argumenty za tym, że życie córki pozbawione fantazjowania będzie lepsze.
W efekcie Anna była czterolistną koniczyną: dziewięciolatka, która wolała księgarnię od cukierni i las od galerii handlowej. /s.11/
I pewnego dnia pojawia się tygrys, Anna wyrusza na wyprawę, a jej tata zmuszony jest pokonać zadawnione lęki i obawy, by wyruszyć na ratunek córce.
Ile warte są marzenia i czy czasami nasza wyobraźnia nie podpowiada nam rozwiązań bardziej optymistycznych niż jest to możliwe?
Na takie pytania odpowiada bohaterką książki, ale oprócz tego wykazuje się wielkim hartem ducha stając w obronie zwierząt zabijanych przez myśliwych. Anna walczy o prawo natury do spokojnego, odwiecznie współgrającego z jej rytmami życia w lesie i nie zakłócanego przez człowieka istnienia. Czy jednak jej walka przyniesie dobry efekt?
Bardzo dobra książka. Tak po prostu. Pokazująca spectrum uczuć dziewczynki i jej taty, nawarstwiające się i ograniczające emocje i to, co świadczy o naszym człowieczeństwa - empatia wobec słabszych.
Polecam!
Komentarze