W tej książce działo się tak wiele i tak wiele się we mnie zaczepiło, że od soboty chodzę i zastanawiam się od czego zacząć, by dobrze zawrzeć w słowach to co czuję. A łatwe to nie jest;-)
Tereska Trawna ma męża, Andrzeja, córkę Zoję i syna Maciejkę, teściową Mirę i życie bogate w najrozmaitsze wydarzenia (niby jak każdy z nas), które z właściwymi sobie talentem i osobowością przekuwa a to na klęski, a to na radości dnia powszedniego.
A wszystko zaczęło się od szczególnie akustycznej lodówki i równie akustycznej w wyrażaniu emocji i uniesień sąsiadki. I nagle pp. Trawny wyprowadzają się do wiejskiego domu, tuż przy drodze, która kończy się w ich sąsiedztwie. Kilka domów, las, cisza, oczko wodne koją duszę Tereski, będącej choleryczką (i chaotyczką), a przynajmniej czynią to w jej wyobrażeniach. Bo wcale nie jest tak cicho i spokojnie, a sąsiedzi mili i sympatyczni.
Nie będę Wam odbierała przyjemności śledzenia intrygi zawartej w fabule powieści, ale muszę, po prostu MUSZĘ, podziękować za kilka rzeczy Marcie Kisiel.
Zatem: za podbitkę i jej mieszkańca cyzelującego wymowę "rzy", za sąsiada kanalię, który jest kanalią, bo nie ma ekologicznego nastawienia (między innymi), za labradorowatość i takiż stan skupienia, za crossfit i presję, za życie erotyczne opisane po prostu, rajstopy w czachy, Pindzię, za to, że płacenie podatków może rzutować na sprawność umysłową, za ciężko ranne ptaszki (choć sama należę do lekko rannych), asany i Magnuma (którego - uczciwie przyznaję - musiałam wygooglać). Mam nadzieję, że czujecie się zaintrygowani i czym prędzej sięgniecie po książkę.
Na facebookowej stronie autorki znajdziecie fragmenty książki, ale ostrzegam, że ich czytanie wzmaga niecierpliwość.
Ciekawe ile osób po przeczytaniu powieści Dywan z wkładką będzie bliskie temu, by wyznać Marcie Kisiel miłość lub chociażby uwielbienie. Ja jestem;-)
Komentarze
dobrych wrażeń:-)