Seria o pielęgniarkach z Liverpoolu zainteresowała mnie czwartym tomem, tym o nadchodzących świętach Bożego Narodzenia. Opowieść toczy się gładko, jest idealnym czytadłem, ale też niesie ze sobą pewna wiedzę, jak na przykład ta, że niegdyś siostry nie mogły być mężatkami.
Jeśli obawiacie się, że bez znajomości wcześniejszych tomów historia Lovley Lane stanie się dla Was nieczytelna to są to próżne obawy. Z pewnością milej byłoby czytać wiedząc o tym jak wyglądały losy poszczególnych pielęgniarek i lekarzy, ale i bez tego możemy wejść w historię, poczuć dramaty i radości jakie staja się udziałem bohaterów. Życie szpitala, domu pielęgniarskiego, a nade wszystko sióstr i pacjentów przeplata się, jak każdego z nas, z chwil dobrych i tych nieco mniej. Dla niektórych zima jest czasem nadziei, dla innych - pożegnania. Dla jednych - początku, by dla kogoś oznaczać koniec.
Czytałam i zastanawiałam się jak bardzo inaczej brzmiałby opis lat 50 XX wieku, gdyby książka powstała wtedy lub zaledwie dekadę później a nie w 2017 roku. Jednak - nie bacząc na owe rozważania - przyznam, że końcówka książki okazała się dla mnie być i wzruszająca, i zaskakująca.
Komentarze
jeśli nie będziecie spodziewały się niczego więcej niż przyjemnie napisanej, wzruszającej lektury odsłaniającej z lekka kulisy pracy pielęgniarskiej i lekarskiej w Anglii lat powojennych, to nie doznacie rozczarowania:-)