Przejdź do głównej zawartości

Arto Paasilinna . Rok zająca.

 


Arto Paasilinna to autor, którego książki miałam już przyjemność czytać (KLIK 1, 2] . Przyjemność, bo autor pod dawką dobrze wyważonego humoru i ironii wymierzonej w absurdy współczesności, pokazuje doskonale ludzką naturę. Czy w Roku zająca czyni podobnie?

Główny bohater powieści, Kaarlo Vatanen, żyje niejako siła przyzwyczajenia i rozpędu, jak wielu z nas. Praca, dom, obowiązki, niewiele czasu wolnego, powinności, oczekiwania, ciągłe ściganie się z czasem. Są chwile przebłysków, zmęczenia, chwile, w których odzywa się pragnienie zmiany, ale ... To tylko chwile. Dla Kaarlo taką chwilą było potrącenie zająca. Wracał z kolegą z wyjazdu służbowego, potrącili zwierzę i dziennikarz zostawił na szosie kolegę i auto, by odnaleźć rannego, jak podejrzewał, szaraka. I z każdym krokiem, którym oddalał się od samochodu i wchodził w las, zmieniało się jego życie. To niemalże iluminacja - olśnienie ukazujące w całej swoje prostocie jak wiele brakowało mu do tego, by być szczęśliwym. I od tej pory jest, a przynajmniej dąży ku temu by być, negując zupełnie swoje wcześniejsze życie. Towarzyszy mu w tym przesympatyczny, z dnia na dzień coraz bardziej przyjacielski zająć.

Jest zabawnie, jest ironicznie, jest chwilami przedziwnie. Kaarlo Vatanen wędrując zaprzecza temu jak żył dotychczas. Najmuje się do różnych zajęć, uprasza swoje życie (i zająca) do minimum, karmi się mentalnie tym, co porządkuje jego dzień w stały rytm mający cztery filary: spanie, jedzenie, praca, odpoczynek. Nic więcej i nikt więcej - on i jego zająć są najistotniejsi.

Wymowa książki może przynieść Wam skojarzenia ze Stulatkiem, który... Owszem, jest tu zabawnie, podobnie jak tam, ale jednak akcja nie zmierza w aż tak szalone miejsce. Choć przyznaję - nieco szaleństwa jest;-) Arto Paasilinna kolejny raz pokazał jak bardzo wtłaczamy się w pewne ramy - sami lub dajemy się wtłoczyć innym. A wystarczy tylko raz zrobić coś "pod prąd", by odzyskać siebie i zawalczyć o swoje szczęście.

Cieszę się z lektury tej książki. Na tle wszystkiego co ostatnio czytałam jest szalenie odświeżająca.

Polecam.

P.S. Książkę kupicie w Litres.pl

Komentarze

Z literatury fińskiej znam chyba tylko Tove Jansson właściwie. ;) A niedawno zainteresowałam się kulturą i językiem tego kraju. Dobrze by było mieć większe rozeznanie w literaturze. Zapiszę sobie tytuł "na zaś" ;)
Monika Badowska pisze…
Koniecznie:-) No i Miki Waltari, ale to pewnie czytałaś:-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...