Potrzebowałam czegoś lekkiego, niezbyt angażującego, czegoś co sprawi, że być może miło spędzę czas. Dostałam książkę przy której popłakałam się ze śmiechu.
Pan Staszek świętujący dwudziestą rocznicę ślubu nader hucznie przychodzi do pracy i pisze jedno, jedyne pismo na które pozwala mu samopoczucie. Traf chce, że p. Staszek jest pracownikiem kuratorium i w owym piśmie zobowiązuje jedną z podległych placówek do wzięcia udziału w biegu z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Placówka ta nigdy nic wspólnego z jakimikolwiek sukcesami na polu sportowym nie miała, ale przecież pracownik kuratorium się NIE MYLI.
Dalej mamy Barbarę, która próbuje sobie ułożyć życie bez męża, acz z nastoletnim synem, Kamilem oraz jej przyjaciółkę Klarę niechętną rodzajowi męskiemu (z wyłączeniem Kamila). I Anatola, dyrektora wskazanej przez kuratorium szkoły, który w życiu prywatnym wychowuje nastoletnią Otylię i broni się, przy pomocy kolegów z rockowej kapeli, przed kulinarną nadopiekuńczością matki. Anatol ma przyjaciela, Marka, lidera wspomnianej kapeli. Tak, mamy zatem dwóch samotnych mężczyzn i dwie samotne kobiety, więc - zgodnie z sugestią tytułu - pojawia się miłość. Ale mnie w tej książce nie wątki miłosne sprawiły największą frajdę i nie one skłoniły do zadumy.
Po 1) akcja powieści dzieje się we Wrocławiu, który to bardzo lubię i za którym po cichutku tęsknię.
Po 2) autorka znalazła w powieści miejsce na pokazanie relacji nastolatków. Sytuacja Kamila jako dochodzącego do klasy nie jest godna pozazdroszczenia, a manipulacje pod płaszczykiem przyjaźni to coś na co warto zwracać uwagę; tak nastolatków jak i ich rodziców.
Po 3) środowisko szkolne kontra obchody rocznicy, którą uczcić należy, ale nikt nie ma do tego serca - jakież to prawdziwe, Pani Malwino!
Po 4) normalni dorośli w książce z wątkiem romantycznym to nie zawsze rzecz oczywista. A tu tacy są. Oczywiście, mają swoje fisie, każdy ma wyrazisty charakter, ale są pozbawieni, na szczęście, cech bohatera wydumanego.
Nie będę wymieniać więcej, choć mogłabym. Zostawię Wam jednak przyjemność odkrywania swoich punktów radości i namysłu w tej książce. Na koniec pragnę podziękować autorce szczególnie za jedną postać: siostry Augustyny. Chociaż może bardziej babci Honorci? Albo Sławomira?
Jak widzicie i tu macie pole do wyboru swojej ulubionej postaci powieściowej.
P.S. Na półkę w Legimi wrzuciłam wcześniejsze książki Malwiny Ferenz z nadzieją, że będę się przy nich bawiła równie dobrze jak przy Miłości z odzysku.
Komentarze