Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, opowieść Stanisława Łubieńskiego o śmieciach czyta się fascynująco. Co - rzecz jasna - nie umniejsza poczucia niezgody na proces zaśmiecania przez nas ludzi świata.
Już pierwszy rozdział to solidne uderzenie - autor opowiada bowiem o polowaniach i o tym jakie negatywne skutki ma łowiectwo na naturę. I nie mówi tu tylko - choć również i to podając konkretne liczby - o niszczeniu ptasich populacji, ale o tym, gdzie trafia ołów i jaki ma wpływ na środowisko.
Uderzyła mnie w Książce o śmieciach pewna konkluzja wynikająca z badania historii śmieci i śmiecenia. Ludzi trzeba było śmiecenia i wyrzucania, zamiast naprawiania, nauczyć. Ów proces rozpoczął się w latach dwudziestych XX wieku i trwa do dziś.
Stanisław Łubieński pisze niemalże poetycko o artystach wykorzystujących śmieci jako materię własnej sztuki, a chwilę potem przywołuje także inne zwierzęta, pozaludzkie, by pokazać jak i one ze śmieci tworzą domy, bezpieczne (lub dla niektórych nie) schronienia, w jak przedziwny sposób świat zwierząt i roślin wchłania to co wyrzucamy tworząc nową jakość, także swojego życia. Niestety, często okazuje się, że owa nowa jakość jest czymś co szybciej niż naturalnie prowadzi ku śmierci.
I wreszcie ostatni rozdział, zatytułowany Nerwica ekologiczna, za który szczególnie chcę autorowi podziękować. Spojrzenie, jakie Łubieński, proponuje nam przyjąć w ocenianiu niemalże każdej czynności naszego dnia przez pryzmat dobra lub zła ekologicznego, robi oszałamiające wrażenie. I co więcej - skłania do tego, by ową matrycę badawczą przyłożyć do siebie i poddać analizie własne zachowania.
Książka o śmieciach to doskonały głos w rozmowie o naszym myśleniu. Myśleniu o czymś czemu - nie oszukujmy się - poświęcamy marginalną część naszego czasu. Po tej książce poświęcimy go więcej.
Warto!
Komentarze
Prawda to, że śmiecenia się nauczyliśmy. Myślę, że to pokłosie kapitalizmu i konsumpcjonizmu. Kiedyś rzeczy były trudniej dostępne, bardziej się je szanowało i gdy coś się zepsuło - naprawiało. Teraz łatwiej wyrzucić i kupić nowe. Sklepy są pełne, towary różnorodne...
ano nie miałam. Jakoś tak zawsze schodziła na dalszy plan.
Natalio,
życzę refleksyjnej lektury:-)