Czasami jest tak, że oprócz zwierzyńca z Kociokwika przejmuję opiekę także nad innymi zwierzętami. Bywa, że jako tymczasy trafiają do Kociokwika, ale bywa i tak - że pozostają we własnych domach, a ja jestem personelem dochodzącym, dbającym o to, co każdy kot zapewnione mieć powinien.
Tak się wydarzyło w niedawnej przeszłości. Poranki (bardzo krótkie, bo przed pracą) i popołudnia, znacznie dłuższe, spędzałam w towarzystwie dwóch kocurów. Jeden z nich to Lord, mój niegdysiejszy tymczas:)
Nie będę bawiła się w antropomorfizowanie i upierała się, że mnie poznał, bo pewnie nie poznał. Ale witał przy drzwiach, domagał się głasków, pełnej miski i jeszcze więcej głasków. Jego towarzysz - choć nie wiem, jak to możliwe, głasków oczekiwał jeszcze więcej, jedzenia znacznie mniej, a w ofercie barterowej zostawiał sierść. Białą i długą, całe mnóstwo.
Zdjęć im nie robiłam, więc nie zaprezentuję Wam owych dwóch dostojnych panów, aczkolwiek dodam, że spotykanie się z nimi, obserwowanie jak oswajają sobie nieznanego człowieka i porównywanie z tym, jak Kociokwiki traktują ludzkie kolana, plecy, całe ciało, właściwie, było interesującym doświadczeniem.
* * *
Mogę Wam jednak pokazać innego dostojnego pana. Dopiero oglądając niedawno zrobione zdjęcia dostrzegłam jak bardzo Kajtek zmężniał i to, że stał się kocurem. Oczywiście, dla mnie na zawsze zostanie Kajtulkiem, ale czas robi swoje...
:)
Komentarze