Zbiór opowiadań pisany według formuły, która doskonale sprawdziła się podczas zbiorów opowiadań o zwierzętach, świątecznych, czy o miłości. Jest jeden temat, w tym wypadku miejsce, i każda z autorek ma zaprosić tam bohaterów, historię życia którym wysnuje.
Dziesięć autorek i dziesięć różnego typu, charakterystycznych dla nich, sposobu opowiadania. Bohaterowie od młodych uciekinierek, przez odkrywających drugą miłość, wierność małżonkom, po starszych państwa świętujących uroczystą rocznicę ślubu. Są rozmowy, spacery i mnóstwo emocji, tak jak należało się spodziewać.
Być może nie byłoby nawet o czym wspominać, gdyby nie jeden szczegół - oprócz tego, że miejscem, w którym miały się zjawić postacie z opowieści był bieszczadzki pensjonat, to całość oparta jest o cytaty z twórczości Edwarda Stachury. I te poetyckie, jedynie zapisane, i te wyśpiewane przez Stare Dobre Małżeństwo, czy inne zespoły z nurtu poezji śpiewanej.
Podczas czwartkowego spotkania w bibliotece, Jacek Dehnel przytoczył badania nad empatią u osób czytających. Mówił, że jej poziom wzrasta, gdy czytamy w stosunku do poziomu mierzonego u osób nie czytających. Ale gdy czytamy literaturę ambitną - ów poziom szybuje znacznie wyżej, niż gdy czytamy coś mniej wymagającego.
I teraz zastanawiam się - czy dobrze jest czytać, nie dla empatii, ale dla poszerzania horyzontów, zbiór opowiadań, które przeczytane zaraz ulecą, ale po których być może niektórych dźgnie ciekawość kim był Edward Stachura i się im jego pisanie spodoba? Czy takie przemycanie poezji Stachury ma sens? Czy może to sposób najlepszy?
Jestem bardzo ciekawa co myślicie. Podzielicie się?
Komentarze