Emilia Smiechowski wyjechała z Polski będąc dzieckiem, więc jej emigracja była emigracją nieświadomą. Pewnego dnia, pod pretekstem odwiedzin wakacyjnych u wujka, rodzina wyruszyła w poszukiwaniu lepszego życia.
Rodzice napominali córki, by pilnie poznawały język niemiecki, wkraczały w kulturę, społeczność, tak, by jak najmniej było w nich widać polskości. Tytułowi superemigranci są właśnie tacy - wtopieni idealnie w społeczność w jakiej zdecydowali się żyć, kultywujący tradycje od najprostszych dotyczących dań na stole i kanapek do szkoły, po te nieco bardziej związane z wątkami narodowościowymi. Autorka podkreśla, że odrębność jej rodziny dotyczyła głównie obecności w polskim kościele, gdyż ten niemiecki nie wydawał się rodzicom bliski mentalnie na tyle, by czuć się tam dobrze.
Uderzające w opowieści Smiechowski jest to, jak bardzo ówczesna emigracja - totalna, bo związana z miejscem, językiem, kulturą, różni się od tej współczesnej - rozpychającej się w niemieckim społeczeństwie artyzmem, językiem, sztuką, literaturą. Podkreśla również wyobcowanie, którego oświadczają dziecięcy emigranci, nie czujący się nigdzie tak naprawdę u siebie.
Interesująca lektura.
Komentarze