Brigitte Bardot dla wielu z nas na zawsze pozostanie gwiazdą srebrnego ekranu, legendą, symbolem seksu. Kobietą podziwianą, kochaną, w towarzystwie której chciano się pokazywać. Kobietą, która pewnego dnia powiedziała stanowcze "dość" i postanowiła swoją popularność wykorzystać w walce o prawa zwierząt.
Z manifestami osób zaangażowanych w propagowanie idei, której są oddane, może być niełatwo. Często w grę wchodzą emocje wybrzmiewające silniej niż przesłanie, które autor tak naprawdę chciałby zawrzeć w swoich słowach. I choć - gdyby chodziło o jakiekolwiek inne niż upominanie się o zwierzęta idee - mogłabym się zżymać na pewną chaotyczność wywodu spowodowaną właśnie emocjami, to w przypadku tego tematu w pełni rozumiem.
Brigitte Bardot opowiada o swoim domu dzielonym ze zwierzętami, opowiada o pierwszych chwilach walk o zakaz zabijania foczych dzieci, o transportach koni i tych wszystkich strasznych rzeczach, które my ludzie w swojej bezduszności i krótkowzroczności robimy zwierzętom.
Dziś, w Dniu Praw Zwierząt, nie sposób przedstawić Wam innej książki. Książki, która jest zapisem tego, jak nierówna jest walka człowieka wrażliwego z ludźmi, którzy koncentrują się na zyskach, nie bacząc na cierpienie jakie sprawiają innym niż człowiek stworzeniom.
Jednak, nie bacząc na to jak boli okrucieństwo wobec zwierząt, trzeba się o cierpiące i osamotnione zwierzęta upominać. Wciąż i wciąż. Trzeba im nieść pomóc na każdy z możliwych sposobów, bo to my jesteśmy winni temu złu, które staje się ich udziałem.
Komentarze