Pamiętacie Amandę z Mejli na miotle? Nadal uważa, że szkolna edukacja to element uprzykrzający życie i wciąż fascynuje ją flamenco. Mieszka u przyjaciółki, z mamą, mieszkającą w Krakowie, rozmawia przez skajpa, taty unika, a pieniądze zarabia sprzątając mieszkania.
Podczas pobytu u mamy dziewczyna przenosi się w czasie i poznaje Jakuba z Gdańska, który zupełnie inaczej niż ona podchodzi na możliwości uczenia się. Gdy okazuje się, że poznany młodzieniec nie jest tym za kogo się podawał, a jego obecność wśród żaków jest więcej niż niemile widziana, Amanda zaczyna dostrzegać plusy swojego życia.
Jak zwykle, polecam to co wyszło spod pióra Agnieszka Tyszka.
Jeśli wejdziecie na stronę Quentina Greban (https://www.quentingreban.be) odkryjecie, że znacie jego ilustracji. Ilustrował kilka książek, które się w Polsce ukazały, ale chyba nie miał szansy na to, by zaistnieć nieco wyraźniej w świadomości czytelniczej. Mam nadzieję, że dzięki Kiedy dorosnę ten stan się zmieni, a ciepło płynące z jego prac i opowieści, sprawi to, że i Wy, podobnie jak ja, będziecie chcieli więcej jego książek.
Kiedy dorosnę to prosta i bardzo mądra opowieść. Dzieci, zapytane przez panią, co chcą robić w przyszłości, opisują siebie przez pryzmat zainteresowań, uzdolnień, predyspozycji i w nich upatrują tego, czym chcą się zajmować będą dorosłymi. I tak - dziewczynka budująca największe zamki z piasku wie, że będzie w przyszłości budowała domy. Heniu, kochający jazdę na rowerze, chce być listonoszem. Julka lubi zadawać pytania, więc zostanie nauczycielką, a Robert stoi zawsze na przedzie i będzie maszynistą w pociągu.
Dziecięce marzenia są proste i ładne, prawda? Quentin Greban prowadzi nas przez nie czułą i delikatną ilustracją, pokazując jednocześnie jak bardzo dorosłe plany na przeszłość dzieci mogą różnić się od tego, jakie swoje mocne strony dostrzegają najmłodsi i jak logiczne wydaje się im czerpanie z nich do tworzenia wizji swojej dorosłości.
Wydawać by się mogło, że jest jeszcze za wcześnie na pisanie o tym, jak oswoić dziecko z przedszkolem i obowiązkiem codziennego rozstawania się z rodzicami. A jednak - rynek wydawniczy czasami podsuwa nam pewne książki na tyle wcześnie, abyśmy mieli czas na reakcję. O ile z podsuwaniem książek bożonarodzeniowych w październiku nie mogę się pogodzić, tak pojawienie się książki Anny Sójki Pora do przedszkola witam ze zrozumieniem.
Każda z czternastu opowieści zamieszczonych w książce jest adresowana do innego dziecka. Każda przedstawia inny problem, z którym dziecko mierzy się podczas edukacji przedszkolnej. A to strachy wychodzą spod łóżka podczas leżakowania, a to kolega użył brzydkiego słowa i ono tak mocno pcha się na usta, a to urodziła się młodsza siostra i rodzice nie zwracają już uwagi na starsze dziecko lub koleżanka wciąż wszystko wszystkim zabiera, bo nie umie się dzielić.
Anna Sójka pokazuje sens bycia w grupie rówieśniczej, socjalizacji, której nie zastąpi przebywanie tylko z rodzicami, dziadkami, czy nianią. Autorka, w wyważony, bardzo naturalny sposób pokazuje jakie są recepty na dziecięce obawy i lęki, a stworzone przez nią dzieciaki i panie przedszkolanki pozwolą przygotować się adeptom przedszkolnych doznań do nowego, ważnego etapu w życiu.
Komentarze