Opowieść o młodej kobiecie, która całe życie wędrowała utartymi - bezpiecznymi - ścieżkami i którą z owych utartych dróg wyrwały książki.
Juliette jeździ metrem, czyta książki i podpatruje innych czytających. Jeździ zawsze o tej samej porze, do swojej niezbyt porywającej pracy w biurze nieruchomości i stale spotyka tych samych ludzi: mężczyznę w zielonym kapeluszu czytającego książkę o owadach, zamyśloną kobietę z kulinariami włoskimi w dłoni, dziewczynę zaczytaną w romansach i innych. Gdy pewnego dnia zamyślona doszła w miejsce sobie nieznane i zobaczyła tam pokryte rdzą drzwi, a na nich emaliowaną tabliczkę z niebieskim napisem Książki bez Ograniczeń, nie wiedziała, że to drzwi, przez które rozpocznie się zmiana.
Mówił o książkach jak o istotach żywych - starych przyjaciołach, czasem groźnych przeciwnikach, ukazując jedne jako nastoletnich prowokatorów, a inne jako starsze panie siedzące z robótką ręczną przy kominku. Uważał, ze w bibliotekach są zgryźliwi mędrcy i zakochani, nieokiełznane furie, groźni mordercy, smukli papierowi chłopcy wyciągający rękę do kruchych panien, których uroda przeminie, gdy zmienią się słowa, jakimi je opisano. Niektóre książki były jak narowiste konie, nieposkromione, gotowe ponieść w szaleńczym galopie każdego, kto ich dosiądzie, tak, że nieszczęśnik uczepi się grzywy rumaka i będzie z zapartym tchem czekał na koniec tej gonitwy, myśląc tylko o tym, żeby nie spaść. Inne to statki spokojnie unoszące się na wodach jeziora w księżycową noc. A jeszcze inne to więzienie. [ s. 104]
Lekko nostalgiczna, dająca nadzieję i pozwalająca uwierzyć w to, że zawsze jest czas, by odmienić swoje życie. Oraz życie innych.
Komentarze
nie zwróciłam uwagi:(