Gdy już ustalono kiedy nastąpi ów Wielki Dzień, powtarzasz psu, że wkrótce pozna kogoś, czyj będzie do końca swych dni i kto będzie jego.
Wiesz, że nie powinieneś psa psuć, ale czasami ulegasz jego spojrzeniu i dajesz mu smakołyk, ot, tak po prostu, żeby wiedział, że to od Ciebie.
Opowiadasz psu, jaki będzie kochany i gdzieś tam w głębi myślisz, że może i dla psa to Ci ludzie będą dobrzy, ale dla Ciebie nie są, bo przecież chcą Ci go zabrać. I myślisz tak bez względu na to, czy pies był potulny i przemiły, czy też dał Ci w kość.
W Wielkim Dniu od rana psa głaszczesz, czeszesz i wciąż do niego gadasz. A gdy zmęczony Twoją aktywnością idzie sobie od Ciebie i układa się do snu na legowisku, chowasz się w kuchni i płaczesz, bo wiesz, że za kilka godzin wsiądzie do auta i już go nie zobaczysz.
Gdy odbierasz wiadomość, że oni już są, przypinasz psu smycz i wychodzicie. Witasz się z obcymi sobie ludźmi, zaczynasz z nimi rozmawiać, odpowiadasz na pytania i sam dopowiadasz wszystko o czym pamiętasz.
Podczas spaceru przekazujesz smycz i widzisz, jak pies zaczyna ich zaczepiać, jak prowadzi Was sobie doskonale znanymi ścieżkami, jak nie zwraca uwagi na dzieci z lodami, kucyki, lamy za płotem, to uświadamiasz sobie, że on już wie i się zgadza, że zaufał Ci i zaakceptował Twój wybór. I starasz się nie dopuszczać do siebie świadomości, że to Wasz ostatni wspólny spacer w tym miejscu.
Wracacie do domu, pijecie herbatę/kawę, rozmawiacie, a pies spokojny śpi nieopodal Was. I nagle zaczyna Cię ogarniać przekonanie, że to dobrzy ludzie. Dla psa - najlepsi. A Ty się nie liczysz, bo jesteś tylko pomostem między schroniskiem, a domem stałym, pełnym miłości i zrozumienia. Bo taka Twoja rola domu tymczasowego.
Coraz silniej czujesz, że do najlepsi ludzie. Na podstawie zdjęć, opisu, Twoich tekstów, pokochali Twojego psiego podopiecznego. Wypełnili wielostronicową ankietę opowiadając o swoim planie dnia, przyzwyczajeniach, rodzinie. Zgodzili się, by ktoś obcy przyszedł do ich domu, by go obejrzeć pod kątem tego, czy pies będzie u nich bezpieczny i szczęśliwy. A oni przeszli te wszystkie procedury, bo zapragnęli, by członkiem ich rodziny stał się własnie on - Twój czterołapy i ogoniasty tymczas o silnej osobowości i charakterze. Nie zraziło ich nic, bo wiedzieli, że już są jego, a on jest ich.
Wychodzicie na spacer. Zmieniacie szelki na obrożę. Idziecie razem, widzicie jak spokojny pies obwąchuje ławkę, drzewa, trawę, rozmawiacie. I nagle musicie powiedzieć idźcie dalej, ja zniknę, odwrócić się i odejść.
Bycie domem tymczasowym jest trudne... Ale tak bardzo jak jest trudne, jest potrzebne. I piękne. Rozważcie przygarnięcie na tymczas psa lub kota, królika, szynszyla, czy innego zwierzaka.
Komentarze