Za oknem żar, a mnie czytającą wspomnienia Włodka Goldkorna, co i rusz ogarniał chłód. Bo choć słowa dziennikarza opisują z nostalgią katowickie lata dziecięce, to owa nostalgia pozostaje w cieniu Zagłady. Shoa wszak jest wciąż obecna z życiu Włodka i jego przyjaciół z podwórka i szkoły. Są dziećmi - nadzieją, dziećmi, które urodziły się, bo tylu zginęło. Dziećmi, które mają żyć szczęśliwie, nie zagrożone śmiercią z nienawiści.
Opowieści autora związane są z jego rodziną, z ludźmi, których znał i którzy różnorako reagowali na własne przeżycia. Uderzające jest to, że w nich to, jak jasny przekaz dawali rodzice synowi - uczyli go, by nie zasklepiał się w nienawiści, by patrzył w przyszłość pamiętając o przeszłości, ale by ona nie przysłaniała mu tego, co jeszcze go czeka.
Piszę Wam o tej książce, a w głowie kłębi mi się mnóstwo pytań, zdań, które mnie zainteresowały, wątków, które wzbudziły ciekawość i obawy. Dziś zapewne przeczytam Dziecko w śniegu jeszcze raz, zaznaczając te miejsca w książce, na które będę chciała zwrócić uwagę uczestników spotkania. A w sobotę będę miała wielką przyjemność rozmawiać z Włodkiem Goldkornem, moderować Waszą z nim rozmowę. Zapraszam.
P.S. O tej książce pisała również moja koleżanka, na naszym firmowym blogu. Zapraszam!
Komentarze