Dawno nie cieszyłam się z żadnej książki tak bardzo jak z tej. Na jej pierwszą wersję trafiłam dawno temu i zachwyciła mnie tak bardzo, że efektem lektury było zaoferowanie Sarze domu. Gdy Sara zmarła nie wyobrażałam sobie domu bez malamuta i tak trafiła do Kociokwika Nuka. Nuka jest już na swoim, a Kociokwik wkrótce ponownie stanie się Domem Tymczasowym dla kolejnego psa. Rasy wiadomej...
Joanna Sędzikowska z nieco innym życiu niż to, które wiedzie w tej chwili, była panią w kostiumikach i czółenkach. Owo inne życie odmieniło się, gdy na jej drodze stanął pies. Malamut alaskański. Szczenię o silnym charakterze, jeszcze silniejszej osobowości, a przy tym przecież puchate, cieszące oko i błyskawicznie rosnące.
Autorka opisuje codzienność z psem. Opisuje ją tak, że wędrując alejkami parku z książką przed oczyma, zaśmiewałam się do łez. Ale łzy leciały mi także ze wzruszenia; są przecież w życiu codziennym z psami i takie momenty, w których głos więźnie w gardle.
Nie umiałabym wybrać mojego ulubionego fragmentu. Może ten o rowerze? Albo wakacyjny wpis o sadzawce? Lub ten, którym Joanna Sędzikowska opisuje wizytę u wujostwa, z dwoma malamutami, które bezceremonialnie wylizywały szarlotkę z cieniutkich porcelanowych talerzyków i ustalając - tuż przed jedzeniem - który z psów ma prawo zjeść pierwszy. Łasuchującym z pewnością spodobają się przepisy na ciasta, w których dość ważnym elementem jest ten: Ustawiamy na 60 minut i idziemy z psem na spacer. Po powrocie wycieramy psom łapy, zrzucamy zabłocone ubranie, pijemy niecierpliwie szklankę wody i wyjmujemy ciasto z pieca. I przez 15 minut wyganiamy rodzinę i psy z kuchni.
Jeśli kiedykolwiek w Waszym życiu było jakieś zwierzę - przeczytajcie. Jeśli nie - przeczytajcie tym bardziej; kto wie, może i Was dopadnie bzik malamuci?
A na zachętę zerknijcie na stronę Psy z piekła rodem.
Komentarze