Na początku sierpnia trafiły do Kociokwika dwa kociaki - rudzielec Rest i szylkretowa Ronda.
Małe, po przebytym kocim katarze, z życiem wewnętrznym w uszach, ale ciekawskie świata, rezolutne i zawadiackie. Szukałam dla nich domu, a gdy zbliżała się pora mojego urlopu szukałam jeszcze intensywniej. I wówczas okazało się, że ktoś kogo nigdy nie podejrzewałabym o chęć adopcji kota, postanowił zaprosić Resta do swojego domu. Wstępnie - na dwa tygodnie mojej nieobecności. Ronda wprowadziła się na ten czas do Tymczasowego Domu Tymczasowego, czyli koleżanki wolontariuszki.
Do dwóch tygodniach okazało się, że Rest ma na imię Franek, a rodzina, z którą zamieszkał nie zamierza się z nim rozstawać. Kot dostał całe wyposażenie, jest noszony na rękach, śmiało wykorzystuje swój brak oczu do tego, by podporządkować sobie - na ile się da - swoich Ludzi. Którzy czują się dopełnieni kocią obecnością i kochają go bez pamięci. On ich też.
Ronda pobyła z nami nieco dłużej. Na tyle długo, że zaczynałam obawiać się o to, jak bardzo będzie bolało mnie jej oddanie. I wtedy nagle usłyszałam, że mam już nie szukać domu, że ktoś, kto miał ją okazję poznać uznał, iż zaprosi ją do swojej rodziny. Dostała na powitanie wszelkie niezbędne kocie akcesoria i choć traktowana jest stanowczo (np. nie wolno jej wkładać ciekawskiego nosa do ludzkiego talerza), to ona wie, a ja jestem przekonana, że jest to stanowcza miłość.
Bodajże pierwszy raz zdarzyło mi się, że przekazałam koty komuś kogo wcześniej znałam. To komfortowa sytuacja - mogę co jakiś czas podpytać bez poczucia, że jestem natrętem, o samopoczucie byłych tymczasów. Mogę poprosić - jak widzicie powyżej - o przesłanie zdjęć. Mogę się cieszyć tym, jak cudnie mają w życiu Ronda i Rest/Franek.
P.S. W domu tymczasowym na nowy dom czeka Mama Rondy i Franka, Nora. Też bez oczu.
Komentarze