Polubiłam sposób w jaki Anna McPartlin pisze. Przeczytawszy Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu i Ostatnie dni Królika, wypatruję kolejnej powieści
jej autorstwa. Cieszy mnie to, jak Autorka snuje opowiadane czytelnikom
historie, ale i to, że wydawnictwo utrzymuje jednolity zamysł graficzny jej
książek.
Eve i Lily będąc dziećmi stanowiły nierozłączną parę. Lily
niemalże mieszkała w domu przyjaciółki, stanowiła kolejną – oczywistą – osobę
przy stole, w ogrodzie, podczas zabawy i nieco poważniejszych rozmów. I nagle,
pewnego lata, tuż przed studiami wydarza się coś, co sprawia, że relacje między
nimi wygasają. Dziewczyny rozstają się i nie mają ze sobą kontaktu.
Dwadzieścia lat później, Eve spotyka się z tym samym
mężczyzną, z którym tworzyła parę, gdy byli nastolatkami. On ma żonę, a ona po
prostu cieszy się jego bliskością. Lily jest żoną Declana, którego dziewczyną
była kilkanaście lat wcześniej. Eve w wyniku wypadku trafia do szpitala, w
którym jedną z pielęgniarek jest jej przyjaciółka z dziecięcych lat. Okazuje
się, że czas nie wymazuje niektórych emocji.
Kolejny raz Anna McPartlin pobudziła moją ciekawość.
Zbliżałam się do zakończenia książki tuż przed wyjściem na spotkanie
rozpoczynające całodniową wyprawę rowerową i stałam w stroju rowerowym, obok
roweru, nerwowo zerkając na zegarek i prowadząc swoisty wyścig z czasem:
doczytam i spóźnię się na spotkanie, czy odłożę, żeby w spokoju, dobrze i
dokładnie przeczytać ostatnie strony i odkryć wszelkie zagadki jakimi na koniec
uraczy czytelników Autorka.
O tym kim stały się dla siebie Eve i Lily i dlaczego, dowiedziałam się po powrocie z wyjazdu. Po prostu – pewne rzeczy lepiej smakują
na chłodno;)
Komentarze