Przejdź do głównej zawartości

Almudena Grandes. Pocałunki składane na chlebie.


Spis treści tej książki to trzy słowa: przedtem, teraz, później. W takiej to oto przestrzeni czasowej zaglądamy do jednej z madryckich dzielnic, do okazałych kamienic, skromniejszych domów, czy miejsc, które z trudem zasługują na miano domu, bo są miejscem tymczasowego schronienia. Do dzielnicy, która barwnością, kolorytem budzi tęsknoty, pragnienia, spokój i jednocześnie pobudza. Dzielnicy, która jest taka jak ci, którzy w niej mieszkają. A oni są - jak pisze autorka - najwartościowszym elementem tego pejzażu, różnorodni i odmienni, uporządkowani bądź chaotyczni.

W powieści Pocałunki składane na chlebie nie ma fajerwerków - jest codzienności z jej barwnością, z radościami, smutkami, pasjami i nudą, czyli tym wszystkim, czego doświadczamy w każdym dniu i czego doświadczają bohaterowie książki.

Czas w jakim ich poznajemy jest czasem kryzysu - pensje maleją, przedsiębiorcy zwalniają pracowników, banki odbierają mieszkania tym, którzy nagle, w wyniku załamania rynku finansowego, nie mogą sobie pozwolić na płacenie kolejnych rat kredytu. W szkołach pojawiają się dzieci bez drugich śniadań, pracy - nawet w barach, czy stróżówkach - trzeba szukać przez znajomych i z polecenia, a utrata dorobku życia w postaci własnej firmy przydarza się zbyt często.

Rodziny zamieszkujące opisywaną dzielnicę parają się rożnymi rzeczami. I w tym, co robią zawodowo, ale także w życiu rodzinnym, czy wśród przyjaciół widać ów wspomniany powyżej kryzys. Widać, ale mimo, iż zdarza się, że jest on dominującym tematem w rozmowach, powieść nie wybrzmiewa negatywie, ani przygnębiająco. Owszem - niektórzy z bohaterów czują się zdezorientowani, oszołomieni tym, co ich spotkało, lecz jednocześnie wciąż z dużą dawką zaufania spoglądają w przyszłość, wierzą, że gdy tylko przetrwają ciężkie momenty, to będzie lepiej. Umacniają ich w tym przekonaniu bliscy, sąsiedzi, ludzie, dobrego serca, którzy wciąż jeszcze mają więcej (pieniędzy, możliwości, determinacji) niż inni.

Pocałunki składane na chlebie to wyjątkowa, bo literacka, szansa na to, by zajrzeć do domów, życia Madrytczyków. Życia, spokojnego w niespokojnych czasach, życia, któremu globalizacja i kryzysy finansowe stawiają wyzwania, życia, które możemy uznać za dobre wówczas, gdy wokół nas mamy dobrych ludzi.

Zajrzyjcie do Madrytu opisanego przez Almudenę Grandes.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...