Dawno nie było tu kotów. A przecież to one były pierwsze w pisaniu, a szczególnie pierwszą była Ona - Sisi.
Wciąż pamiętam jak to było, gdy zapragnęłam zaprosić do domu kota. Minęło już nieco ponad 10 lat, a ekscytacja pierwszego spotkania z Sisuleńką i jej rodzeństwem nieodłącznie tkwi we mnie.
Czuję, że Sisi nosi z godnością swój wiek. Z lekka pokrzykuje na mnie, gdy mijam ją i nie biorę na ręce. W łazience staje na pionowo na koszu z praniem i czeka aż ją podniosę i przytulę. Do miski z jedzeniem ją noszę, a gdy sama wskoczy na lodówkę (bo i tam stoi miska, celem ukrycia jej przed Nusią i Sarą), to później długo na tejże lodówce leży, odpoczywa i spogląda na wydarzenia domowe z odpowiedniego oddalenia i dystansu.
Nocami przychodzi do mnie, a gdy ja - pogrążona w głębokim śnie - nie dostrzegam jej obecności, wysuwa się lekko do przodu i liże mnie w nos. Doskonale wie, że tego nie lubię i stosuje ów zabieg chcąc być pewną, że to mnie obudzi. Budzę się, przytulam Kociątkę, ona zaczyna burczeć, a ja - co ze wstydem przyznaję - zasypiam niemalże po jednym dźwięku.
Uświadomiłam sobie dziś, że gdy Kavka i Wojtek pojadą do siebie, zostanę z dwoma kotkami. Taki stan liczebny w Kociokwiku był bardzo dawno temu. I nie - nie zamierzam go zwiększać, bo uważam, że wszystkim trzem seniorkom (Nusia też się już zalicza, trudno uwierzyć) należy się spokój na miarę ich potrzeb i upodobań.
Komentarze