Bywam ostrożna w kontakcie z książkami zawierającymi przepisy. Wciąż się obawiam - i jak się okazuje nie do końca bezzasadnie - że kolejne receptury kulinarne najeżone będą produktami o obco brzmiących nazwach, dostępnymi tylko w wysoko wyspecjalizowanych sklepach i kosztującymi mrowie a mrowie. W przypadku książki Przemysława Ignaszewskiego porzuciłam wszelkie lęki.
Pewnie nie byłoby mi tak łatwo, gdyby nie fakt, że bloga Vegenerat Biegowy podczytuję już od pewnego czasu. Trafiłam do niego szukając lekkich, niewielkich objętościowo, a jednocześnie dających energii, przekąsek na wycieczki rowerowe. Zalazłam, rozejrzałam się na blogu i postanowiłam się rozgościć.
Każdy z przepisów poprzedza opowieść. Pisane z lekką ironią historyjki o tym jak i co doprowadziło do tego, by do garnka wpadły te a nie inne produkty, jaki efekt z nich osiągnęliśmy i co się - towarzysko, nie tylko kulinarnie - wydarzyło przy okazji.
W książce znalazłam zaskakujące połączenia - pasztet z kiszoną kapustą, czy pierogi w kukurydzą (już nie mogę się doczekać sezonu na kukurydzę; a jakby tak dodać jeszcze dynię?). Są oczywiście batony mocy, podpowiedzi na Boże Narodzenie, czy - uwaga, uwaga! - wegańską wersję potraw wielkanocnych. Już sobie obiecałam, że zaszaleję i zrobię sobie ser. A później pod tymże serem upiekę sobie pieczarki*... Mniam...
Rozmarzyłam się kulinarnie. Odsyłam Was do książki - zobaczycie - będzie przyjemnie:)
* Mam nadzieję, że nie czyta tego mój trener;)
Komentarze