Uwielbiam spacerować z Sarą. Cieszę się widząc jej radość z
przemierzania ścieżek i penetrowania terenów mocno zarośniętych, nie mających
nic wspólnego z miejscem spacerowym, a dużo więcej z przestrzenią tylko dla
psów i innych żyjątek parkowych.
Piszę parkowych, bo też w parku spędzamy najwięcej czasu.
Wędrujemy tu i ówdzie, a Sara wącha, znaczy, tropi i ma zdecydowanie wiele
radości z tego naszego wędrowania. Doskonale pamięta, która ścieżka gdzie
prowadzi, która łączy się z którą i jak iść, by dotrzeć tam właśnie gdzie chce.
I jej wyjątkowo dobra pamięć czasami mnie martwi, a jej efektem jest to, że
Sara zamiast raźnie dreptać bez smyczy, drepcze ze mną na końcu długiej, ale
przecież nie aż tak, by mogła wejść wszędzie tam, gdzie chce, smyczy.
Zanim dotrzemy do bramy ZOO mijamy po lewej ciąg barów. Za
nimi stoją kontenery ze śmieciami, których otoczenie Sara każdorazowo próbuje
zbadać. Nieco dalej - restauracja rybna, a przy niej domki dla kotów i miski z
kawałkami ryb. Zanim przejdziemy jezdnię mijamy cukiernię (na szczęście teraz
zamkniętą), pod którą latem Sara siada i spod której daje się wyprowadzić
dopiero po zjedzeniu wafla do loda. [Spróbujcie ruszyć z miejsca malamuta].
Nieopodal cukierni jest restauracja, w której serwuje się żur w miseczkach z
chleba. Chleb ów leży później koło kontenera i Sara świetnie o tym pamięta. Po
drodze do planetarium najpierw mijamy nieczynną restaurację przy której
dokarmiane są koty. Dalej - po lewej - iglaste drzewa pod którymi ktoś wykłada
pieczołowicie pokrojony w kosteczkę chleb. Nieco wyżej, tym razem po prawej, pewien
pan umieszcza plastikowe kubki po serkach, a w nich ser żółty, mleko, wędliny i
chleb. Tym, co leży na wielkich kamieniach pod samym planetarium, spokojnie
wyżywić się może dzicza rodzina - tyle tam chleba. Raz nawet widziałam paprykę
z octu, nie wiem które zwierze zdaniem ofiarodawcy gustuje w takich warzywach.
Aaaa, zapomniałabym - Restauracja Łania w przepięknych
białych wiadrach wystawia odpadki mięsne koło śmietnika. Sara doskonale wie, że
wystawiają. Czasami zdarzy się też chleb. A w sezonie letnim otoczenie
restauracji cieszy się także zainteresowaniem dzików.
Z drugiej strony ZOO jest brama techniczna do ogrodu, a
dyżury przy niej czasami pan, który poczęstował Sarę kanapką. Sara pamięta.
Nieco dalej - coś na kształt zajezdni dla kolejki wąskotorowej. Tam też ktoś
wystawia jedzenie. Gdyby tak obejść ZOO to ponownie trafia się w okolice planetarium,
z drugiej jednak strony. I tam, pod każdym niemalże iglaczkiem, leży pokrojony
chleb.
Bywamy z Sarą w parku bardzo wcześnie. Rzadko widujemy tam
ludzi. Doświadczamy jednak ich obecności - Sara dzięki swojej doskonałej
pamięci i jeszcze lepszemu węchowi prowadzi mnie jak po sznurku to tych
wszystkich miejsc, do których ja wcale nie chcę z nią chodzić. Nie chcę, żeby
jadła przypadkowe rzeczy. Chciałabym jej dać nieco wolności, bo chyba
najpiękniejsza jest w chwili, w której beztrosko penetruje świat zachłystując
się zapachami i łagodnie machając podniesionym ogonem. Ale wiem, że jeśli
odepnę smycz w tym konkretnym miejscu ścieżki ciągnącej się wzdłuż muru ZOO, to
czeka mnie bieg z(a) psem, który postanowił sprawdzić, czy przy planetrium ktoś
wyłożył świeży chleb. Biegnę i proszę Los, aby drogą dzielącą las od zarośli
okołoplanetaryjnych nie jechał żaden samochód, bo na tej kostce, która pod
wpływem wilgoci staje się czymś na kształt lodowiska, nikt nie zdąży zahamować
na widok psiska radośnie tropiącego zapach chleba.
Bardzo lubię spacerować z Sarą. Czasami tylko nieco mniej
lubię jej doskonałą pamięć;)
Komentarze
Tak sobie myślę, że ludzie mają więcej serca dla zwierząt, niż dla drugiego człowieka. A może nie, może ludzie, którzy mają serce mają je i dla ludzi i dla zwierząt? :)
Nad morzem zasmakowała mu meduza! Musiał potem chodzić w kagańcu:)
dziękuję:)
Myślę, że ci, którzy intensywnie się zajmują zwierzętami, w fundacjach i stowarzyszeniach, z biegiem czasu mają coraz większe serce do zwierząt, a coraz mniejsze do ludzi - szczególnie tych, którzy sprawiają, że wciąż są potrzebne fundacje i stowarzyszenia ratujące zwierzęce życie.
Katarzyno,
chcę uniknąć kagańca, ara ma już 13 lat i nie wiem, czy ten pomysł by ją zachwycił;) Ale na smyczy chadza coraz częściej, ze względu na swoje zdrowie i bezpieczeństwo. Pozdrawiam:)