Książkę Nasz las i jego mieszkańcy Bohdana Dyakowskiego czyta się niczym baśń. Opublikowana po raz pierwszy w 1898 roku opowieść o lesie wybrzmiewa miłością i szacunkiem do przyrody. Autor, biolog i popularyzator wiedzy biologicznej, opisując to, co w sposób jednoznaczny jest mu bliskie, posługuje się pięknym językiem.
Życie tam wre i rozwija się lub ginie bez względu na to, czy nad lasem huczą wichry i wstrząsają nim burze, czy też panuje niczym niezmącona cisza. Wszystkie zamieszkujące go istoty, rośliny i zwierzęta, stanowią jeden łańcuch, zależą jedne od drugich, wspomagają się wzajemnie lub toczą śmiertelne, chociaż niekoniecznie krwawe, walki. Stary, potężny dąb pielęgnuje u stóp swych mchy zielone, w gąszczu liści daje schronienie ptakom, a pod jego korą żyje szkodliwa liszka i toczy drzewo olbrzyma. [s. 348]
Bez względu na to, czy Dyakowski pisze o królu puszczy, o grzybobraniu, czy o lesie w zimie, jego pisanie czyta się wspaniale. Przed oczyma wyrastają mi leśne krajobrazy (nie wiedzieć czemu głównie zaśnieżone), a umiejętność Autora dzielenia się tym, co istotne dla leśnego życia, potęguje przyjemność płynącą z lektury.
Mam nadzieję, że wkrótce na rynku wydawniczym pojawi się kolejna z książek Bohdana Dyakowskiego, ta poświęcona Puszczy Białowieskiej.
Teraz jednak zachęcam do poznania świata ukrytego pod okładkami książki Nasz las i jego mieszkańcy.
Kto jest wrażliwy na piękno przyrody, kto umie patrzeć, zastanawiać się i zachwycać, ten zrozumie i odczuje czar, jaki wieje z tych jej pomników, z tych potężnych zwierząt, na które przed laty polowali nasi ojcowie, z tych kilkuwiekowych, olbrzymich drzew leśnych, które łatwo ściąć ostrzem siekiery, ale na których powstanie trzeba było czekać setki lat i które są dziś dla nas niemymi, a przecież wymownymi świadkami życia tylu minionych pokoleń. [s.364]
Komentarze