Co noc budzę się i nasłuchuję, czy oddycha. I boję się tej nocy, w której nie usłyszę owego miarowego posapywania dobiegającego z miejsca, w którym śpi. Czasami, na skraju snu, czuję ciepło za plecami i wtedy wiem, że jest tuż obok. Spragniona wygody starsza pani. Staruszka, której zdarza się zapomnieć, że nie jest jest już rozbrykanym dziecięciem i robiąca z zawadiackim uśmiechem to, co lubi najbardziej.
Sara. Mój dwunastoletni malamut alaskański.
Piszę o niej "mój, moja" z pełną świadomością tego słowa. Jesteśmy razem od 11 października 2013 roku i to chyba jedno z najintensywniejszych doznań emocjonalnych jakich doświadczałam. Bo wiecie - psiej miłości nie sposób nie docenić. Pies kocha Was całym sobą.
Tak wyglądała Sara zanim trafiła do Kociokwika (zdjęcia z forum malamuciego):
Dziś wygląda inaczej. Jest smuklejsza i o ile to w ogóle możliwe - bardziej uśmiechnięta. Mimo, że trudno to zauważyć z powodu koloru sierści, posiwiała i jest wyraźnie starsza. Chociaż nie jest to tak jednoznaczne, gdy widzi się ją galopującą przez łąki :)
Jej obecność wiele zmieniła w moim życiu. Odwróciła je o 180 stopni, nauczyła - i wciąż uczy - bycia konsekwentną, odpowiedzialności, myślenia o innych. Dzięki niej ćwiczę przyjmowanie bezwarunkowej miłości i równie bezwarunkowe kochanie.
Cieszę się, że Sara nie była tylko tymczasem, że została ze mną na zawsze. Bo przecież nawet wtedy, gdy już nie będziemy mogły razem dreptać po parkowych ścieżkach, będę ją miała w myślach i sercu.
P.S. Sara jest ze mną dzięki Fundacji Adopcje Malamutów. Fundacja jest beneficjentem akcji wspierającej, która możecie zrealizować przez FaniMani.pl; polecam:)
Komentarze
:)
Moje zaczytanie,
:)