Przejdź do głównej zawartości

Niedzielnik nr 61 (o pieniądzach)


Już jakiś czas temu wiedziałam, że dziś napiszę ten tekst. Od chwili, w której go sobie wymyśliłam, próbuję wrócić pamięcią do pierwszej wizyty w bibliotece. I, niestety, nie mam takiego wspomnienia...

W moim domu zawsze były książko. Dużo książek. Może z tego powodu biblioteka nie wydawała mi się miejscem magicznym, nie była odkryciem tak emocjonującym, by odznaczyć się w pamięci.

Książki w szkolnej bibliotece na wsi obłożone były w szary papier. Kolejna szkoła, w której się uczyłam, robiła konkursy na liczbę wypożyczonych książek, co budziło mój gwałtowny sprzeciw. Ale w końcu zaprzyjaźniłam się z otoczeniem biblioteki szkolnej na tyle, by móc spacerować między regałami; zbyt często na propozycje składane przez bibliotekarkę odpowiadałam "czytałam";-) Biblioteka miejska mieściła się w zamku i aby z niej korzystać trzeba było wkładać muzealne kapcie - wielgachne, z filcu. Na piętro, do działu dla dorosłych, wiodły kręcone schody i przyjemność obcowania z biblioteką zdecydowanie zakłócał mi lęk, że schodząc z naręczem książek potknę się w tych kapciach i spadnę przypłacając miłość do literatury kontuzją.

Moje dorosłe spotkania z bibliotekami są o wiele przyjemniejsze. Biblioteki są dla mnie niewyczerpanym źródłem odkryć i przyjemności wędrowania po literackim świecie. Lubię ich klimat, zarówno tych nowoczesnych, naukowych - takich jak BUW, czy CINiBA - jak i tych mniejszych, będących jedynym miejscem szerzenia kultury w niewielkich miejscowościach. 

Z tej biblioteki pożyczyłam Tolkiena. Film wchodził do kin, a ja nie wiedziałam o co tyle szumu. Książki były zamówione, ale osoba, która je zarezerwowała miała pojawić się po weekendzie. Porwałam je z biblioteki w piątek, na koniec dnia i w poniedziałek rano odniosłam. Cały weekend wędrowałam z hobbitami...


W tej samej bibliotece, ale już w nowszej siedzibie, poprowadziłam po raz pierwszy spotkanie autorskie.


Są takie biblioteki, w których czuję się jak w domu. Tak było z tą z poniższego zdjęcia. Bywałam tam mniej więcej raz w tygodniu, znałam ułożenie książek na półkach i mimo, że aby do niej dotrzeć musiałam przejść dobrych kilka kilometrów, każdorazowo wędrowałam z plecakiem pełnym książek.


W BUW-ie po czytałam swoją pierwszą powieść Majgul Axelsson, w Narodowej zgłębiałam czasopisma na mikrofilmach, w bibliotece na wzgórzu katedralnym we Fromborku szukałam informacji o Koperniku (i ochłody), a werbistowskie zbiory biblioteczne w Pieniężnie zachwycały mnie potęgą materiałów pedagogicznych. W elbląskiej bibliotece poznawałam ideę Dyskusyjnych Klubów Książki (Olu, pozdrawiam!)

Gdy zamieszkałam na Śląsku oswajanie nowej przestrzeni zaczęłam od wizyt w bibliotekach. Odwiedziłam Katowice i ościenne miasta wędrując szlakiem regałów z książkami. Do dziś mam karty biblioteczne tych bibliotek, z których korzystałam. Bo korzystam, jak się domyślacie, głównie ze zbiorów tej, w której pracuję.

Jutro w Katowicach zaczyna się głosowanie na projekty zaproponowane do realizacji ze środków budżetu obywatelskiego (partycypacyjnego) przez mieszkańców. Wśród nich jest wiele takich, których beneficjentem ma szanse stać się Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach.


Projekty mają dwojaki charakter. Jedne dotyczą całego miasta i aby przeznaczono je do realizacji muszą otrzymać 135 punktów, inne realizowane są w obszarze dzielnic i wystarczy 45 punktów, by w przyszłym roku z pomysłu i propozycji stały się realną zmianą.

Szczególnie bliskie są mojemu sercu te projekty, które dotyczą komputeryzacji i remontów Filii bibliotecznych, organizacji spotkań autorskich i warsztatów pisarskich oraz zakupów nowości książkowych, także w wersji audio. Chyba Was to nie dziwi?

Domyślam się, że większość z Was, Czytelników bloga, mieszka poza Katowicami. Tych jednak, którzy mieszkają, namawiam do tego, by wsparli swoimi sześcioma punktami (3 na projekty ogólnomiejskie i 3 na projekty lokalne) Bibliotekę. Przyjemnie jest mieć dobre wspomnienia z biblioteką, a do takich z pewnością zaliczyć będzie można świadomość, że zrobiło się coś dla niej. Na stronie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach znajdziecie listę wszystkich projektów wraz z ich numerami. Tych z Was, którzy w Katowicach nie mieszkają, zachęcam do sprawdzenia, czy macie wpływ na to, w jaki sposób wydawane są miejskie/gminne pieniądze w Waszych miejscowościach. Któż wie, może i Wy macie sposobność, by wesprzeć własną bibliotekę głosując na projekty w niej realizowane?


Parafrazując: nie pytaj co biblioteka zrobi dla Ciebie - sprawdź co Ty możesz zrobić dla biblioteki. Zapraszam do głosowania!

P.S. No i zawsze możecie sprezentować Bibliotece książki:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe