Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z bohaterem książki Projekt Rosie, Donem Tillmanem, zafascynował mnie sposób w jaki Autor uczynił z mężczyzny z wyraźnym Zespołem Aspergera wdzięczną postać literacką. Owszem - pewne zachowania Dona bawiły, ale nie był to ten typ żartu, który zakrawałby na wyśmiewanie się, kpienie, czy wręcz nietolerancję. Jednocześnie - tworząc postać zagubionego w świecie emocji naukowca - udało się Greame'owi Simsionowi - pokazać jak w zwierciadle nasze, często mało społeczne zachowania, z których niejednokrotnie zapewne nie zdajemy sobie sprawy.
Kolejne spotkanie z Donem, także oscylujące wokół Rosie, to już poważniejszy etap. Owszem, wyraźnie widać dążenie Autora do tego, by było zabawnie jak w pierwszej części historii, ale też zadanie przed jakim staje bohater powoduje, że bardziej profesorowi Tillmanowi współczułam niż radośnie kibicowałam.
Don Tillman zostanie ojcem. Dowiaduje się o tym i nagle paraliżuje go lęk. Świadom własnych ograniczeń emocjonalnych, zaburzeń w kontaktach interpersonalnych, poddaje się obezwładniającemu uczuciu niemocy. Wydaje mu się wręcz chwilami, że łatwiejszym rozwiązaniem będzie utrata osoby, którą kocha niż sprostanie wymaganiom ojcostwa. A jednocześnie - jak na szalenie uporządkowanego naukowca przystaje - do idei bycia ojcem podchodzi metodycznie i w sposób przypominający działania projektowe.
Przed lekturą Efektu Rosie przypomniałam sobie - tym razem w wersji audio - część pierwszą historii Dona Tillmana. Choć Borysa Szyca polubiłam bezgranicznie po lektorowaniu w Karaluchach Jo Nesbo, tu nie do końca odpowiadał mi jego głos.
Rzadko w literaturze pięknej możemy znaleźć tak charakterystycznego bohatera jak Don Tillman. I rzadko literatura piękna jest tak edukacyjna, jak obydwie powieści Greame'a Simsiona. Polecam.
Komentarze
ciekawa jestem Twojej opinii.
Pozdrawiam:)