Przyznaję - sięgnęłam po tę książkę zwabiona reklamą ściśle związaną z wiekiem głównej bohaterki. Ów kryzys przejścia, brzmiący nieco mitycznie, zainteresował mnie na tyle, by zdecydować się na lekturę. I co?
Magdalenie Witkiewicz, jak sądzę, na podstawie własnych refleksji, udało się włożyć w usta/myśli bohaterki sporo obserwacji czy przemyśleń związanych z wiekiem, które podzielam. Bo choć daleko mi od sytuacji w jakiej znajduje się Zuzanna, to czasami - tak jak ona - podglądam w mediach społecznościowych dawno nie widzianych znajomych. Sprawdzam, kto jak się zmienił, gdzie jest, czy otacza go rodzina, czy też zdjęcia prezentują singla w nieustającej zabawie polegającej na sprawdzaniu samego siebie - ile dam radę, co jeszcze mogę, na co mam siły i energię i co daje mi satysfakcję i adrenalinę. Znacie to? No właśnie...
Fabuła powieści Cześć, co słychać miała dla mnie marginalne znaczenie. O wiele istotniejsze było to, co robiło się w głowie Zuzanny i jej rówieśników, gdy zbliżały się (lub minęły) czterdzieste urodziny. I choć Autorka zaskoczyła mnie pewnym wydarzeniem, to w pewnym momencie miałam wrażenie, że jest ono tam po to, by dobrze wybrnąć z sytuacji.
Być może odebrałam tę powieść zupełnie inaczej niż życzyłaby sobie tego Magdalena Witkiewicz, czy wydawca. Ale skoro oni puścili książkę między czytelników, to już od nas zależy co z nią zrobimy, prawda?
Ciekawe, co Was zainteresuje - jeśli cokolwiek - w tej powieści. Mam tylko jedną prośbę - nie czytajcie tego, gdy do czterdziestki brakuje Wam jeszcze dwudziestu lat;)
Komentarze