Przejdź do głównej zawartości

Lato

Tydzień temu padał deszcz. Dziś wypijam już nasty kubek wody i cieszę się ciepłem. Mam nadzieję, że cieszą się także koty, bo Sara zapewne nieco mniej.

Z pewnością jednak czuła się dobrze podczas naszego pobytu na Mazurach. Miała czas na moczenie nóg, zabawę na trawie, powolne wędrowanie przy rowerze, spanie na prawdziwych deskach. Do dyspozycji była Pani, która karmiła pysznościami, można było pobawić się w berka z Kavką i Wojtkiem, a nawet podjąć próbę zajrzenia do króliczej klatki. Tylko ta podróż taka daleka...






Koty w tym czasie doglądane przez troskliwych opiekunów hodowały w skrzynkach rośliny maskujące. No i teraz mamy na balkonie pnącą fasolę, rzeżuchę, werbeny (na 5 sztuk trzy się na nas obraziły i uschły), inne kwiatki doniczkowe oraz szafkę na koty sztuk dwie, drapak oraz fotel z poduszką. Nie muszę dodawać, że wszystkie śpią na moim łóżku zamiast korzystać ze świeżego (ekhm) powietrza?




Korzystając z mądrych podpowiedzi oraz siły życzliwych sąsiadów zamieniłam miejscami sypialnię z pokojem gościnnym. Nie, nie wyburzałam ścian, a jedynie przestawiłam wyposażenie obydwu pomieszczeń. Za mną pierwsza noc spędzona w obszerniejszej od poprzedniej sypialni i powiem Wam, że - szczególnie ze względu na wysokie temperatury - to strzał w dziesiątkę. Nusia spała na podłodze przed szeroko otwartymi drzwiami balkonowymi, Sara na balkonie, ale również koło drzwi. Gusia ułożyła się koło mnie i jedynie Sisi upodobała sobie przedpokojowe przestrzenie. Zdjęć po przestawianiu nie ma, bo powinnam jeszcze pomalować ściany (ale wiecie, te 10 regałów pełnych książek do spakowania nieco mnie zniechęca). Są za to koty - bo koty są dobre na wszystko:)




Miłego weekendu:)

Komentarze

Pyza pisze…
Na upały zwykle obkładam kota mokrym ręcznikiem - zdaje się to doceniać (wyciąga się pod nim, zrzuca go i wyciąga się na nim, a jak już poczuje się bardziej żywotny, zrzuca go i ucieka, a ręcznik leży i rozmacza to, obok czego został zrzucony ;)).
Unknown pisze…
Pyzo,
Mój zwierzyniec nie docenia wilgotnych ręczników. Niestety;-)
AnnRK pisze…
Cudny zwierzyniec! :)

A na Mazurach nigdy nie byłam, niestety.
efka i koty pisze…
Kochane zwierzaki :) Ładnie zielono masz na balkonie :-) Moje koty też żadnych chłodzących ręczników nie akceptują. Fajnie byłoby jej ochłodzić ale nie chcą.
Monika Badowska pisze…
Ann RK,
zachęcam do odwiedzenia Mazur:)

Efko,
juz sobie obiecałam, że w przyszłym roku dostawię trochę skrzynek, żeby jeszcze bardziej się zazielenić:)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe