Pierwszy był niewątpliwie "Pies, który jeździł koleją". Z podobnie mokrymi oczyma śledziłam losy psa przedstawione w filmie na podstawie książki "Biały Bim, czarne ucho". Nie pamiętam Londona i Curwooda z dzieciństwa, a Kipling kojarzył mi się z chłopcem wychowanym w dżungli, a nie ze zwierzętami towarzyszącymi temu chłopcu. Był oczywiście Pankracy, wąsiasty Michał Sumiński fascynująco opowiadający o zwierzętach, jakiś literackie antropomorfizacje zwierząt. I nagle stało się tak, jak widać:
Tropię to, co ukazuje się o zwierzętach. Zarówno to, co adresowane do młodszego czytelnika (90% zbiorów zasila regały Siostrzenicy), to co powieściowe dla dorosłych lub z etykietką "familijne". Przyglądam się bacznie publikacjom popularnonaukowym, poradnikowym, czy wreszcie stricte naukowym. Na moich półkach stoją książki rozmaite: od Jogi dla kotów, zabawnej ilustrowanej książeczki, poprzez świetne literacko opowieści, po rozważana dotyczące statusu moralnego zwierząt, czy podręczniki fizjologii tychże.
Dla mnie tematyka zwierząt wiąże się ściśle z jedzeniem, jakkolwiek kuriozalnie to brzmi w pierwszej chwili. Nie jem mięsa od ponad dwudziestu kilku lat, a dwa lata temu zrezygnowałam z wszelkich produktów pochodzenia zwierzęcego. Stąd też obecność na regałach książek o tematyce związanej z jedzeniem lub nie zwierząt.
Wśród książek dziecięcych nie znajdziecie tu doskonałych historii jakie Joanna Chmielewska napisała dla wnuczki, czyli Pafnucego i Lasu Pafnucego. Są u mojej Mamy, bo tam - podczas wakacji - rozczytywała się w nich Helena. Podobnie jest z książkami o Elfie; u mnie stoją tylko trzy. Również książki o malamucie alaskańskim - Winterze. Jeśli dobrze pamiętam, powieści o dziewczynce odwiedzającą babcię w afrykańskim rezerwacie zwierząt, też są lekturą wakacyjną.
Na niektórych książkach wciąż widać biblioteczne sygnatury, bo to książki upolowane na kiermaszach, półkach za kilka złotych lub nawet złotówkę wyprzedawane z likwidowanych zbiorów. Panuje w nich rozgardiasz tematyczny i przyznam, że sama nie jestem stuprocentowo pewna, czy każda z nich powinna stać tu, gdzie stoi, ale sądząc po tytułach...
Z książek Biosfery brakuje mi jednej, którą chciałam mieć. Co więcej - miałam ją, historię Shauna Ellisa i jego życia, ale ktoś pożyczył i już nie oddał. Smutne. Kolejne wydawane w tej serii już mnie nie porwały. Uwodzi mnie za to seria Eko (Wydawnictwo Marginesy) i Menażeria (Wydawnictwo Czarne). Gdy utworzyłam album Na półkę marzeń odezwała się do mnie Czytelniczka bloga, która postanowiła zrobić mi prezent. Wyobrażacie sobie moje zaskoczenie i radość?! Kilka dni później przyszła do mnie paczka, w której znalazłam Sagę Puszczy Białowieskiej, Dwanaście srok za ogon i książkę Dobra świnka, dobra. Anonimowej Darczyni dziękuję z całego serca!
O większości z książek widocznych na zdjęciach poniżej mogłabym Wam długo opowiadać. Wyodrębniłam niektóre z nich, choć przyznam, że wybór jest szalenie subiektywny i szalenie dzisiejszy. Być może jutro byłby inny ;-) Zanim pokażę Wam swoje półki pragnę przypomnieć, że pod obrazkiem stanowiącym tytuł bloga są zakładki, a wśród nich jedna nosząca tytuł Książki o zwierzętach. Znajdziecie tam większość opisanych na blogu książek, w których pisano o zwierzętach. Postaram się wkrótce uzupełnić ten spis.
A teraz - chyba - najprzyjemniejsze :-)
Komentarze
Lampo! Takoż i u mnie był pierwszy. A z nim "Przygody Filonka Bezogonka" (to z kolei okaleczony, ale sprytny i sympatyczny kociak).
"Nie pamiętam Londona i Curwooda z dzieciństwa,"
Ja za to doskonale :-) To były piękne lektury: "Zew krwi" znałem na pamięć, a scena walki z rysiem z "Szarej wilczycy" chyba śniła mi się po nocach.
" a Kipling kojarzył mi się z chłopcem wychowanym w dżungli, a nie ze zwierzętami towarzyszącymi temu chłopcu. "
Z kolei mnie zachwyciły zwierzęta. Do dziś pamiętam (po kilkudziesięciu latach Bagerę, Sher Khana i - nieco na siłę wklejonego - ichneumona Riki-Tikki-Tavi.
No dobrze. Nie zaśmiecam miejsca pod postem.
Pozdrawiam!
ależ to nie jest zaśmiecanie:) A miejsce pod postem jest stworzone właśnie po to, by gwarzyć o książkach, o wspólnych/niewspólnych lekturach i wrażeniach z nich:)
znam obydwie książki, ale dziękuję za polecankę. Wajrak wędruje po znajomych, a Nurowską chyba kiedyś sprzedałam;)
A ja nie cierpię "Psa, który jeździł koleją", choć samego Lampo uwielbiam. To był pierwszy raz, kiedy spotkałam się z (pop)kulturową niesprawiedliwością wobec zwierzęcia i tanim szantażem emocjonalnym. Pierwsza z wielu filmowych i książkowych scenek, która wymaga od zwierzęcia najwyższej ofiary, żeby tylko widz/czytelnik się wzruszył i był suspens. Do tej pory to zagranie fabularne wydaje mi się obrzydliwe. I dlatego uwielbiam "How to train your dragon", bo tam relacja człowieka i jego zwierzęcego przyjaciela jest bardziej równoprawna. I ja wiem, że Szczerbatek jest inteligentniejszy od statystycznego kota czy psa, ale przecież pisarze wszystkich swoich zwierzęcych bohaterów jako takich opisują... I dlatego też uwielbiam "Zew krwi" - chyba jedyna książka, w której to pies pomścił śmierć właściciela.;) A "Włóczęgi północy" Curwooda to wspaniała książka, bez nadmiernej antropomorfizacji zwierząt i łzawego grania na emocjach.:)
Oraz: jakie piękne wydanie "Dżolly i s-ki"! czytałam to we wczesnej podstawówce, w jakimś rozpadającym się egzemplarzu kilkanaście lat starszym ode mnie.^^ Muszę sobie w końcu te dwie inne warszawsko-zoologiczne książeczki przeczytać. Ale za to za Sumińską nie przepadam. Jakaś taka strasznie pretensjonalna mi się wydaje...
Oraz: uwielbiam serie "ekologiczne".^^ Mam całą Biosferę, choć Ellis chwilowo wyjechał z miasta Ale też uważam, że to jedna z najlepszych książek z serii (na równi z "Corvusem"). Menażerię mam jak dotąd prawie całą, brakuje mi tylko "J jak jastrząb" (ale to chwilowe, oczywiście;)). Tu najlepsze zdecydowanie "Szympansy..." i "Dwanaście srok za ogon". Tylko Eko jeszcze przede mną, ale już ostrzę sobie ząbki (choć przyznam, że bardzo nie podoba mi się papier, jaki zastosowano w tych książkach. Oraz fakt, że trzy pierwsze tomy mają zupełnie inny format niż dwa ostatnie).
Osobiście najbardziej lubię książki oparte na faktach, powieści czysto zmyślone tak do mnie nie trafiają. Doradzisz coś? To od razu sprawdzę, czy jest w bibliotece.;)
Od siebie też coś polecę, żeby nie było, że tylko wsparcia żądam. Polecam na przykład "Czystą białą rasę", wspaniały reportaż-rzekę o... koniach lipicańskich.:) "Sowa Weasley" też jest całkiem sympatyczna, no i oczywiście "Powiedz gdzie cię boli" Trouta (ale to chyba znasz):)
cóż - fizjologia zwierząt do dla mnie tylko podręcznik pozwalający lepiej poznać zwierzęta mi towarzyszące. Nie mam obciążenia edukacyjnego;)
Po tym, co napisałaś widzę, że powinnam sięgnąć po Curwooda i Lindona.
Ucieszyłam się bardzo, gdy trafiłam na książki Żabińskiego, żałuję, że tylko na dwie, bo cykl ma osiem albo dziewięć części.
A wiesz, że Jodi Picoult oparła jedną ze swoich powieści na postaci Ellisa? W książce "Pół życia". Może kiedyś odkupię sobie historię z Biosfery, bo straciłam już nadzieję, że ów pożyczający się zmityguje i książkę odda.
Lubię książkę o Gracie Dana Dye i Marka Beckloffa, dożycy. Mam słabość do dogów (do dużych psów w ogóle), więc polecić mogę także "Emila" Jędrzeja Fijałkowskiego. Z kocich książek - "Oskara" Davida Dosa, choć losy kota opisanego w książce różnią się od tych realnych. Poruszająca jest historia opisana w "Okrutnym szlaku"; to już o dalekiej północy i psach pracujących.
Przyznaję, że konie są mi zupełnie obce. Nie miałam okazji zetknąć się z nimi na tyle, by się z nimi zaprzyjaźnić. I choć lubię obecność wszystkich zwierząt, to wobec koni czuję - należny im - respekt. Z ciekawością sięgnę po polecaną przez Ciebie "Czystą białą rasę". Trouta znam, a co do Weasleya - jeśli czuję zniecierpliwienie z powodu bałaganu jaki w łazience są w stanie zrobić koty, przypominam sobie, co z mieszkaniem Stacy (i jej życiem) zrobiła przygarnięta sowa;)
Miłego wędrowania po zwierzęcych książkach oraz mnóstwa książek do tego wędrowania:D
O, serio? Myślałam, że tylko trzy. Trzeba będzie poszukać.
"A wiesz, że Jodi Picoult oparła jedną ze swoich powieści na postaci Ellisa?"
Wiem, nawet miałam chęć przeczytać. Ale później doszłam do wniosku, że za mało tam pewnie zwierząt, choć sam pomysł opowiedzenia tej historii z takiej właśnie perspektywy akurat wydaje mi się fajny.
"Mam słabość do dogów (do dużych psów w ogóle)"
A "Przez ciebie, Drabie" znasz? To peerelowska powieść młodzieżowa z dogiem niemieckim właśnie (tytułowy Drab). Bardzo sympatyczna.:) Z kocich jeszcze "Księżniczka Sissi" jest sympatyczna -autorka opisuje świat w pierwszoosobowej narracji swojej kotki.:)
Ten "Okrutny szlak" brzmi bardzo interesująco. Ogólnie najbardziej lubię ksiązki o zwierzętach mniej popularnych. Do psów i kotów nic oczywiście nie mam, ale są takie mainstrimowe..;)
nazmyślałam - tomów " Z życia zwierząt" jest VI: http://tezeusz.pl/43511,zabinski-jan-z-zycia-zwierzat-t-i-vi.html
Mnie przy czytaniu Pocoult irytowały zmiany jakich autorka dokonała na rzecz fikcji literackiej w życiu bohatera w stosunku do pierwowzoru. Zbyt emocjonalnie do tego podeszłam;)
Draba nie znam, dziękuję. Dodałam już do bibliotecznego schowka:)
A to znasz? "Animal Rationale. ak zwierzęta mogą nas inspirować? Rodzina, edukacja, biznes." (http://animalrationale.pwn.pl/)
Pozdrawiam:)