"Pasterska korona" leżała na pustej półce, a ja - natykając na nią wzrokiem - walczyłam sama ze sobą. Czułam gwałtowną potrzebę przeczytania kolejnej powieści pióra Pratchetta, a jednocześnie przed jej czytaniem powstrzymywała mnie świadomość, że gdy już zacznę, to nie będę umiała się zatrzymać, że słowo po słowie, zdanie po zdaniu, przeczytam całą OSTATNIĄ książkę napisaną przez sir Terry'ego. I co potem? Zaczęłam. Czytałam zdanie po zdaniu, wzruszałam się, uśmiechałam, zastanawiałam nad pokrętnymi losami bohaterów i przedziwnymi zbiegami okoliczności w jakie Autor kazał nam uwierzyć, czytałam, czytałam i doszłam do kończącej książkę kropki. Nie, nie zaczęłam od nowa, mimo, że jedna z recenzji okładkowych zaleca ten sposób. Ale wiecie - przeczytam tę powieść jeszcze raz i to dość szybko. Przecież nie mogę zbyt długo układać w sobie tego, co świeże po lekturze - muszę zweryfikować z emocjami obudzonymi przez lekturę ponowną. W "Pasterskiej koronie" ...
O czytaniu, książkach, pisaniu. O tym co warto i z kim poczytać. O zwierzakach, bez których dom staje się nudny. O życiu, po prostu:)