Na kilka minut przed budzikiem zaczyna się ruch. Wciąż na pół we śnie, na pół w czuwaniu, czuję, że ktoś po mnie drepcze, że smyra mnie po twarzy wąsami. Słyszę ciężar zeskakujących ciał, ziewanie, prostowanie nocnie zwiniętego w kłębek kręgosłupa. Westchnięcia, pomruki i ciche, chrapiące z lekka oddechy tych, którym trudno rozstać się ze snem.
Te, które spały koło poduszek migrują w drugi koniec łóżka, a te śpiące poza łóżkiem - jakby nagle poczuły pilną potrzebę - powolutku sprawdzają, czy znajdzie się dla nich miejsce na kołdrze. Ktoś zalega na moich plecach, komuś wygodnie jest na kolanach, a ja wyłączam kolejne drzemki budzika i obiecuję sobie, że w chwili, gdy wybrzmi to ostateczne wezwanie do wstawania, włączę światło, podniosę się i pójdę po napełniającą dom pobudzającym aromatem kawę.
Nocne oswajanie przestrzeni ma charakter zagarniania tej przestrzeni dla siebie. One nie zastanawiają się, czy mogą, czy wypada i dalekie są od kalkulacji dotyczących tego, czy i ile miejsca zostawić człowiekowi, do łóżka którego zawędrowały. Przychodzą, myją się - niejednokrotnie podejmując próby dokonania tychże aktów higieny także na mojej twarzy lub włosach, szukają najwygodniejszej pozycji, miejsca, które gwarantuje długi, nie przerywany czynnikami zewnętrznymi sen i poddają się marzeniom sennym. Śnią, a ich oddech zmienia częstotliwość, ciało to gdzieś biegnie, to w pełni relaksu robi się niemalże wiotkie i mruczą, oddając mnóstwo ciepła tym, którzy śpią obok.
Gdy wychodzę z domu, dawno już zapomniawszy jak miło i ciepło było pod kołdrą, one znów układają się do snu. Zawijają w kłębki, układają koło siebie niczym bochenki chleba na piekarnianej półce, domywają zabrudzone jedzeniem wąsy, wzdychają wyganiając zmartwienia i oddają się temu, co przyjemne.
* * *
Zastanawialiście się kiedyś jaką moc ma Wasze 5 zł? Albo 10? Równowartość dwóch słodkich bułek, porcji frytek czy dwóch jogurtów z kolorowymi polewami w jednym z sieciowych barów, czy kawy z równie sieciowej kawiarni. Oczywiście - są tacy, którzy przeliczą podane kwoty na chleb, książki, piwo, czy co tam jest dla nich priorytetem. Ale dziś chciałam Was namówić do uczynienia swoimi 5 lub 10 złotymi dobra.
Po pierwsze - wybierzcie fundację, której co miesiąc prześlecie owe 5 lub 10 zł. Ustawcie zlecenie stałe (najlepiej w dniu wypłaty lub zaraz po niej). To nie musi być oszałamiająca kwota - 10 zł, które wydacie na kawę, jakieś przegryzki w drodze z pracy/szkoły do domu, czy kolorowe pismo, które po przeczytaniu wyląduje w śmietniku. Jeśli oprócz Was 10 zł wpłaci jeszcze 9 osób, to konkretna fundacja będzie miała zabezpieczone żywienie jednego psa/kota przez miesiąc dobrej jakości karmą. Ja wybrałam 3 fundacje prozwierzęce, które co miesiąc wspieram.
Po drugie - FaniMani.pl. Kupujecie przez Internet? Sprawdźcie, czy sklep, w który robicie zakupy znajduje się w agregacie dobroczynnych zakupów, zarejestrujcie się, kupujcie wybierając organizację, którą chcecie wesprzeć i cieszcie się informacjami, że kolejne kilka/kilkanaście złotych zasiliło konto fundacji przez Was wybranej. Moje pieniądze trafiają zawsze do Fundacji Adopcje Malamutów, ale wybór jest ogromny - szkoły, stowarzyszenia działające na rzecz niepełnosprawnych, harcerze, hospicja. Każdy z Was znajdzie tam coś, co jest bliskie jego sercu:-)
Po trzecie - Paka dla Bezdomniaka, czyli akcja Fundacji Viva opiekującej się, między innymi, Schroniskiem w Korabiewicach. Od pewnego czasu "twarzami" akcji są cztery, uratowane z hodowli, lisy: Sandra, Ola, Fluffy i Czaruś, o których we wspaniały sposób pisze ich Jełopa.
Po czwarte, piąte i kolejne - przeglądajcie bazarki facebookowe organizowane przez fundacje prozwierzęce i kupujcie, to czego potrzebujecie w ten sposób. Sprzedajcie zbędne rzeczy, a pieniądze ze sprzedaży przekażcie na działania wybranej fundacji. Zaadoptujcie wirtualnie zwierzaka - zadeklarujcie stałą wpłatę na konkretne zwierze i zostańcie jego opiekunem. Zorganizujcie w szkole/pracy, podczas ślubu/urodzin zbiórkę żywności, koców na rzecz schroniska. Zostańcie wolontariuszami - róbcie zdjęcia, wyprowadzajcie psy na spacer, głaszczcie koty, piszcie ogłoszenia. Zostańcie domem tymczasowym. Kupcie kalendarz/długopis/kubek z logotypem ulubionego stowarzyszenia; dacie pieniądze, ale też będziecie pokazywać innym, że można i w ten sposób wspierać.
Możliwości jest - jak mawiał bohater książki Joanny Chmielewskiej - mrowie, a mrowie. Uwierzcie w siłę Waszych 5 złotych i zacznijcie działać. Dziś. Nie ma na co czekać:-)
Komentarze