W 2013 roku trafiłam na książkę, która - mówię to w pełni świadoma swoich słów - zmieniła moje życie. Nie pamiętam jak ją znalazłam, jakie kręte drogi doprowadziły do tego, że przeczytałam ją po raz pierwszy, ale jeszcze dziś czuję emocje towarzyszące mi podczas lektury. Zachwyciłam się tą książką tak bardzo, że zrobiłam coś, czego się zazwyczaj wystrzegam - wywarłam presję na rodzinie i znajomych zmuszając ich do poznania historii w niej opowiedzianych.
Co to za książka?
Po przeczytaniu "Psów z piekła rodem" Joanny Sędzikowskiej wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek będę miała psa, to będzie nim malamut. Co więcej, nabrałam przekonania, że do naszego Kociokwika musi dołączyć pies i zaczęłam rozmowy z przedstawicielką Fundacji Adopcje Malamutów. Tak oto, w październiku 2013 roku, do rodziny dołączyła Sara.
Pewnie nie myślałabym o powiększeniu stada, gdyby nie główny bohater książki Joanny Sędzikowskiej. Raptor, malamut alaskański, od szczeniaka pewny siebie, dumny, zadowolony z życia, a jednocześnie w niemalże nadprzyrodzony sposób związany emocjonalnie i mentalnie z Joanną. Mądry, ze wspaniale rozwiniętym poczuciem humoru, cierpliwy, z zapędami edukacyjnymi wobec swoich ludzi i nie tylko. Rodzina Joanny była Domem Tymczasowym Fundacji, a Raptor zajmował się wytrwale i z dużym taktem, kolejnymi psimi biedami jaki trafiały pod jego opiekuńcze skrzydła.
Raptor jest dla mnie archetypem malamuta. Pierwszym, którego poznałam - bo choć nie osobiście - to w miarę dobrze dzięki lekturze. Zdarzyło Was się czuć namacalną więź z bohaterem książki, którą czytacie? Jeśli tak - to wiecie o czym mówię, jeśli nie - żałujcie. Skoro na mnie Raptor wywarł takie wrażenie, to jak bardzo silne są więzi łączącego go z jego domownikami?
Na chwilę udało mi się zwrócić jego uwagę. Podbiegł do mnie i obwąchał moje dłonie. Zajrzałam mu w oczy. Zobaczyłam w nich dumę, odwagę, pewność siebie i ten rodzaj charyzmy, który cechuje naturalnych przywódców. [s.14]Trudno nie wykazać zainteresowania takim psem, prawda?
W książce Joanna doskonale opisuje te cechy Raptora, które - jak już dziś wiem - są cechami malamucimi, ale i takie, które związane z inteligencją tego konkretnego psa zachwycały ludzi go spotykających.
Siedział zadowolony wśród trupów złotych rybek z łapą na zwłokach fontanny z odgryzionym kablem. Kiedy my szukaliśmy kluczyków Raptor zajął się sadzawkę. Wyrwał i wywlókł z wody pompę, przegryzając kabel pod prądem. Do tej pory nie udało mi się ustalić jak przeżył ten manewr. A potem pracowicie, sztuka po sztuce, wyłowił z oczka wodnego wszystkie czerwone karpie. CO DO JEDNEGO. Wyłowił, porozkładał na trawie i uśmiercił. I, jak Królewna Śnieżka, która kosztowała z każdej miseczki w domu siedmiu krasnoludków, tak on skosztował po kawałeczku z każdego karpia. Patrząc na nie byliśmy pewni, że są definitywnie i nieodwracalnie martwe. I napoczęte. Wszystkie. Co do jednego. [s.41]
Piszę o Raptorze, bo...
Raptor umarł. I, choć nie spotkałam go nigdy osobiście, odczuwam wielki żal i poczucie straty. Wiem, że moje emocje są zaledwie ułamkiem procenta wobec tego, co przeżywa teraz Joanna i jej domownicy. Ale chciałam podzielić się z Wami historią Raptora i zostawić ślad jego pamięci w ten sposób. Chciałam opowiedzieć o nim - na ile umiem - by zachować go w pamięci jak największej liczby ludzi.
Joanno, jestem przekonana, że Raptor będzie na Ciebie czekał. I czuwał nad Tobą do chwili Waszego spotkania.
Komentarze