Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2016

Chris Crowley, Henry S. Lodge. Bądź młodsza za rok.

Wszyscy wiemy, że aby żyć długo i szczęśliwie musimy jedynie zdrowo jeść, dobrze spać, ruszać się i dbać o dobre relacje z innymi ludźmi. Jedynie? No to ręka w górę - kto zdrowo je, dobrze śpi, ma czas na pielęgnowanie kontaktów przyjacielskich i dbanie o własną sprawność. Odnoszę wrażenie, że czekamy z tym na później, gdy będziemy mieli więcej wolnego czasu, gdy nasze dni nie będą podporządkowane głównie pracy. Nie chciałabym odzierać Was ze złudzeń, ale to, że my czekamy na lepszy czas, nie oznacza, że czas czeka na nas.  Chris Crowley i Henry S. Lodge w bardzo komunikatywny sposób pokazują w swojej książce prostą konstatację - istnieje czas wzrostu i czas obumierania. A ów drugi zaczyna się zaskakująco, i zupełnie niespodziewanie dla większości z nas, szybko. Podsuwają nam jednak recepty (Henry jest internistą geriatrą, więc czyni to z pełnym zapleczem medycznym), by ów proces obumierania, czy jak piszą - rozpadu - powstrzymać jak najdłużej. Książka podzielona jest n...

Stanislav Marijanović. Mała encyklopedia Domowych Potworów.

Och, co za cudna książka!  Encyklopedia stworów i potworów zamieszkujących dom pozwala pełniej zrozumieć, czemu czasami woda z psiej miski rozlana jest na całą podłogę, ulubiona bluzka schowała się wyjątkowo przemyślnie na wieszaku "naktórymzdecydowanieniepowinnojejbyć", wstawanie z łóżka jest trudne, a nocą - oprócz zwyczajowego posapywania śpiącego Kociokwika - ze szpar i zakamarków mieszkania dobiegają różne niepokojące dźwięki. "Mała encyklopedia Domowych Potworów" pozwoli na oswojenie dziecięcych lęków, na wyjaśnienie tego, kto mieszka w szafie, telefonie i pod łóżkiem. Co więcej - może stanowić doskonałe wyjście do tego, by samemu stworzyć domową księgę współmieszkających potworów. Wszak prawdopodobne jest, że potwór samodzielnie nazwany, opisany i nazwany stanie się potworem zaprzyjaźnionym, ot takim, któremu wieczorem na wysprzątanym do czysta kuchennym blacie zostawia się na spodeczku odrobinę pyszności. Zachęcam Was do zapoznania się ...

Puzzle, czyli temat na piątek

Bardzo lubię puzzle.  Fascynuje mnie sztuka tworzenia obrazu z maleńkich kawałeczków, owo początkowe przerażenie na widok wielu fragmentów, które trzeba dopasować i drobne sukcesy polegające na tym, że znajduje się pięć, dziesięć, kilkanaście puzzli łączących się ogonkami. Mimo swojej wielkiej sympatii dla puzzli układam je bardzo rzadko.  Zdecydowanie za rzadko. Powód? Zerknijcie na te zdjęcia. Przypatrzcie się im dobrze.  A później wyobraźcie sobie jak wielką radością dla pięciu kotów byłoby układanie puzzli. Puzzle Polska Młodego Odkrywcy firmy ArtGlob są pełne detali, szczegółów, szczególików, które sprzyjają ułożeniu mapy. Żałowałam, że rozkładam je zaledwie do zrobienia fotografii i nie mogę oddać się przyjemności układania, ale liczę na to, że gdy puzzle trafią do mojej siostrzenicy, otrzymam zdjęcia już ułożonej mapy i uzupełnię nimi niniejszą prezentację. Poukładalibyście?

Czas pożegnania

W 2013 roku trafiłam na książkę, która - mówię to w pełni świadoma swoich słów - zmieniła moje życie. Nie pamiętam jak ją znalazłam, jakie kręte drogi doprowadziły do tego, że przeczytałam ją po raz pierwszy, ale jeszcze dziś czuję emocje towarzyszące mi podczas lektury. Zachwyciłam się tą książką tak bardzo, że zrobiłam coś, czego się zazwyczaj wystrzegam - wywarłam presję na rodzinie i znajomych zmuszając ich do poznania historii w niej opowiedzianych. Co to za książka? Po przeczytaniu "Psów z piekła rodem" Joanny Sędzikowskiej wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek będę miała psa, to będzie nim malamut. Co więcej, nabrałam przekonania, że do naszego Kociokwika musi dołączyć pies i zaczęłam rozmowy z przedstawicielką Fundacji Adopcje Malamutów. Tak oto, w październiku 2013 roku, do rodziny dołączyła Sara. Pewnie nie myślałabym o powiększeniu stada, gdyby nie główny bohater książki Joanny Sędzikowskiej. Raptor, malamut alaskański, od szczeniaka pewny siebie, dumny, z...

Na skraju snu

Na kilka minut przed budzikiem zaczyna się ruch. Wciąż na pół we śnie, na pół w czuwaniu, czuję, że ktoś po mnie drepcze, że smyra mnie po twarzy wąsami. Słyszę ciężar zeskakujących ciał, ziewanie, prostowanie nocnie zwiniętego w kłębek kręgosłupa. Westchnięcia, pomruki i ciche, chrapiące z lekka oddechy tych, którym trudno rozstać się ze snem. Te, które spały koło poduszek migrują w drugi koniec łóżka, a te śpiące poza łóżkiem - jakby nagle poczuły pilną potrzebę - powolutku sprawdzają, czy znajdzie się dla nich miejsce na kołdrze. Ktoś zalega na moich plecach, komuś wygodnie jest na kolanach, a ja wyłączam kolejne drzemki budzika i obiecuję sobie, że w chwili, gdy wybrzmi to ostateczne wezwanie do wstawania, włączę światło, podniosę się i pójdę po napełniającą dom pobudzającym aromatem kawę. Nocne oswajanie przestrzeni ma charakter zagarniania tej przestrzeni dla siebie. One nie zastanawiają się, czy mogą, czy wypada i dalekie są od kalkulacji dotyczących tego, cz...