Zaczął się kolejny rok. Nowe kalendarze, nowa data i postanowienia, plany, marzenia o tym, co w tym roku osiągniemy. U mnie owszem - nowe kalendarze i pewne mgliście zarysowane drogi wyznaczające cele, które chcę osiągnąć. Ale wiecie jak to jest - plany, planami, a rzeczywistość sobie;-)
Niemniej jednak... 2016 rok to rok kiedy Lulu, Sisi i (prawdopodobnie) Gusia obchodzić będą 10 urodziny. Razem z Sisi świętować będzie blog Kociokwik, który powstał za jej przyczyną. Nusia, dzieciuch nad dzieciuchy, mieć będzie już lat 8, a Wojtek - 4. Kavka, która u nas znalazła się mając niespełna rok, świętowała będzie 7 urodziny. Sara - o ile prawdą są dane przekazane schronisku, do którego ją oddano - 12.
Cieszę się, że miniony rok oszczędził nam poważnych kocich chorób. Nie oszczędził psiej, ale dzięki zaangażowaniu PanDoktora i wielu serdecznych nam osób oraz ku mojej wielkiej radości, Sara wyszła z babeszjozy. W Kociokwiku tymczasowo mieszkało 6 kociąt - Tymon, Sawa, Szczotuś, Tygrys, Borek i Tola. Całą szóstkę wyniańczyła Sara; ja tylko karmiłam i sprzątałam. Pewnie i w tym roku pomagać będziemy kociakom, choć oczywiście zależy od przede wszystkim od kondycji Rezydentów.
Przeglądałam różne wyzwania książkowe i kusiło mnie, by do jakiegoś przyłączyć lub by stworzyć jakieś tylko dla siebie. Ale... Nie zrozumcie mnie źle - dla mnie wyzwanie musi być wyzwaniem. Musi mnie czegoś uczyć, stanowić wysiłek, po prostu - wyzwanie:-) Wobec tego książka, która ma minimum 200 stron, napisana przez kobietę i mająca na okładce kolor pomarańczowy, jakoś mi nie pasuje do czegoś, co mogę nazwać "wyzwaniem". Nie pojmuję idei kierowania się barwą okładki - owszem, często książki tzn. cukierkowe mają podobne okładki, a na kryminałach dominują czernie i szarości, ale co kolor obwoluty ma wspólnego z (za)wartością książki? O ile interesujące wydają się być wyzwania poszerzające czytelnicze horyzonty o literaturę innych narodów, mieszkańców innych kontynentów, czy laureatów różniastych nagród literackich, to nie do końca pojmuję co czytać należy, gdy hasło przewodnie jednego z zadań wyzwaniowych brzmi "współczesna klasyka". I jeszcze raz - nie zrozumcie opacznie moich wywodów; cieszę się, że są wyzwania, bo dzięki nim propaguje się modę na czytanie, ale nie zdecyduję się na uczestniczenie w tych istniejących.
Mam kilka książek, które stoją na moich półkach już kilka lat i czekają na lekturę. Są i takie, które kilka miesięcy temu zajmowały czołowe miejsce w doniesieniach blogowych czy medialnych branży wydawniczej, a u mnie nadal nie są przeczytane. Nie brakuje także i tych, które kiedyś już czytałam i do których obiecuję sobie wrócić - na razie ustawiam je jedną obok drugiej.
Chciałabym w tym roku przypomnieć sobie twórczość dla dzieci: Dzieci kapitana Granta, Tajemniczy ogród, czy Plastusiowy pamiętnik. Te tytuły czekają już na słuchanie w wersji audio. Może uda mi się wrócić także do Szklarskiego. Choć przy jego książkach, jak przy żadnych innych, boję się rozczarowania. Cóż zrobię jeśli magia nastolatkowego czytania ulegnie dorosłej mnie?
Obiecuję sobie co roku Stachurę i Margaret Mitchell, może uda mi się teraz? Na czytanie czekają Waltari i cała półka książek podróżniczo-zoologicznych, takich starszych, zakurzonych, wyszperanych. Chciałabym, z okazji 40 lat od śmierci Agathy Christie, poświęcić więcej czasu jej powieściom (a w ogóle, czy ku temu potrzebny jest pretekst w postaci rocznicy?).
Oczywiście, będę czytać nowe. Tu i ówdzie przeczytać można czyje nazwiska ozdobią nowości wydawnicze, ale nie śledzę na tyle uważnie, by w kalendarzu zapisywać, że jesienią wyjdzie kolejna książka Stasiuka i by do tej jesieni niecierpliwie skreślać dni. Choć, jak wiecie, Stasiuka pisanie cenię. Niemniej jednak, nowe - choćby dzięki pracy - mam pod ręką i z przyjemnością będę czytała. Ze szczególnym uwzględnieniem powieści pisanych z zainspirowania się Szekspirem; to projekt literacki, któremu z pewnością będę kibicowała. Ale też powieści polskich pisarzy, książki podróżnicze, ciekawe serie młodzieżowe, czy skierowane do jeszcze młodszych czytelników.
Postanowiłam, pod wpływem jednego z blogowych znajomych, zmobilizować się do oglądania filmów. Pierwsze kroki już uczyniłam, za mną dwa filmy. Zdecydowałam się także na to, by w tym roku towarzyszyła mi KAŚKA, czyli Karta Amatora Śląskich Kin Artystycznych, upoważniająca do zakupu biletu na seans filmowy w cenie 12 zł, w kilku kinach. Jeśli lubicie kino francuskie, to nie przegapcie Zupełnie Nowego Testamentu. Bardzo francuski i zaskakująco feministyczny;-)
Co oznacza dla mnie Nowy Rok? Jakie jakie niesie wartości? Co ma w nim znaczenie? Nowy Rok to dla mnie ludzie, których znam i o relacje z którymi planuję dbać, ale też i ci, których dopiero poznam. To zwierzaki i idea czynienia im dobra, między innymi, poprzez powstrzymywanie się od czynienia zła. To dbałość o swoje zdrowie i kondycję. To danie sobie prawa do marzeń i realizacji celów. To wędrówka. Literacka lub rzeczywista, samotnie lub w towarzystwie. To nauczenie się czegoś o innych i o sobie. To wyzwanie:-)
Gavin Extence w usta jednej z bohaterek swojej powieści Lustrzany świat Melody Black włożył takie słowa:
(...) nie możesz nikogo uszczęśliwić i nikt nie uszczęśliwi ciebie, bo to po prostu tak nie działa. Musisz sama nauczyć się być szczęśliwą - i dopiero wtedy będziesz mogła myśleć o uszczęśliwianiu innych. [s.265]
Wam i sobie życzę na 2016 rok - bądźmy szczęśliwi!
Komentarze
Dziękuję!
dzięki:-) Dla mnie abonament na filmy to stanowczo za poważny krok;-) Kusi mnie za to abonament na audiobooki;-)
każdy pojmuje wyzwanie inaczej, co widać na przykładzie książkowych;-) Więc i prawo do marzeń może być wyzwaniem:-)