Przejdź do głównej zawartości

Marcin Wilk. Tyle słońca. Anna Jantar. Biografia.



Kiedyś nie czytałam biografii. Uznawałam je za mało zajmujące, przepełnione faktami, które nic mi osobiście nie wnoszą, bo zapamiętać ich nie zapamiętam, a poświęcić im uwagę podczas lektury trzeba.

Podejście to ewaluuje i obecnie jestem na etapie przekonywania się, czy dojrzałam do czytania książek biograficznych. Wybredna przy tym jestem okrutnie i niektóre postacie opisane przez biografów omijam z daleka, a niektóre poznaję bliżej zwabiona CZYMŚ. W tym przypadku owym CZYMŚ była sympatia jaką mam do autora bloga Wyliczanka, a tym samym Autora książki o Annie Jantar.

Z twórczości Anny Jantar znam tytułową piosenkę. I tyle. Usłyszałam o niej pierwszy raz, gdy podczas rosnącej popularności małej Natalii mama wyjaśniła mi, ze mama śpiewającej dziewczynki zginęła w katastrofie lotniczej. 

Książka Marcina Wilka przybliża mi postać polskiej celebrytki lat siedemdziesiątych. Mimo to, podczas czytania biografii czułam się jakbym była w pokoju z wieloma zasłonami - czasami, gdy już wchodzimy za kolejną i kolejną, cała prawda okazuje się być skryta za muślinową zasłonką, która wabi są przeźroczystością, ale nie daje łatwych odpowiedzi na pytanie o to, kto się za nią ukrywa.

Podczas czytania "Tyle słońca" widać pracę jaką Autor włożył w dotarcie do wielu, wydawać by się mogło - niby nieznaczących faktów. Ale on uznał, że są ważne, że należy o nich opowiedzieć współczesnym czytelnikom. I to - ów wybór w kreśleniu osoby, której biografię się pisze - wydaje mi się jednocześnie najpiękniejszą i najtrudniejszą stroną pisania.

Anna Kamińska pisząca o Simonie Kossak mówiła, że nie chciała jej wybielać, ale nie chciała też nadmiernie krytykować i trudno jej było chwilami zachować równowagę w tworzeniu portretu opisywanej kobiety. Ciekawa jestem, czy Marcin też miał z tym kłopot i z jak wielu faktów musiał zrezygnować, aby Anna Jantar ukazująca się na kartach jego książki, była taka, jaką chciał nam pokazać.

Kiedyś nie czytałam biografii. Dziś sięgam po niej coraz śmielej, bo zauważam, ze jak żadne inne książki, budzą we mnie rzadko dotychczas uruchamiane pokłady emocji.

Komentarze

Gosia pisze…
A ja chyba zawsze lubiłam biografie osób, które mnie interesowały. Mam jednak uczulenie na biografie "plotkarskie", wolę bardziej merytoryczne, dlatego na przykład "Ksiądz Paradoks" odrobinę mnie rozczarował, "Sztuka kochania gorszycielki" podobnie. To nie były złe książki, ale liczyłam na coś mniej... hm, no plotkarskiego właśnie :) Ciekawe, jak byłoby z książką, o której piszesz.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...