Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2015

O kiełkujących zębach i głaskaniu między książkami

Sierpień w Kociokwiku upłynął pod znakiem Sawy. Zamieszkała z nami w pierwszym dniu miesiąca i mimo, że nie wzbudziła zainteresowania kotów, wpadła mocno w serce Sary i moje. Karmiona butelką błyskawicznie nauczyła się, że dźwięk budzika oznacza jedzenie. Biegała pod moimi nogami głośno domagając się karmienia, a reszta stada - mniej lub bardziej cierpliwie - bezgłośnie, acz wyraziście poganiała mnie do działania. Jedzenie dla Sawy oznaczało także śniadanie dla nich. Małe koty szybko się uczą, więc i Sawa sprawnie opanowała korzystanie z kuwety (mimo, że musiała się do niej wspinać), wchodzenie na łóżko, czy fotele. Świat, wciąż wielki, oswajała powoli, ale ostoją w przestrzeni byłą dla niej zawsze Sara. To do niej szła się przytulić, a podczas wieczornego czasu na chwilę przed zgaszeniem światła leniwie drapała ją po brodzie, podgryzała w ucho, czy lizała po nosie. Sawa siadywała przy leżącej Sarze, jakby chciała móc zobaczyć i poczuć to samo, co starsza, spokojna, psia c...

Marcin Wilk. Tyle słońca. Anna Jantar. Biografia.

Kiedyś nie czytałam biografii. Uznawałam je za mało zajmujące, przepełnione faktami, które nic mi osobiście nie wnoszą, bo zapamiętać ich nie zapamiętam, a poświęcić im uwagę podczas lektury trzeba. Podejście to ewaluuje i obecnie jestem na etapie przekonywania się, czy dojrzałam do czytania książek biograficznych. Wybredna przy tym jestem okrutnie i niektóre postacie opisane przez biografów omijam z daleka, a niektóre poznaję bliżej zwabiona CZYMŚ. W tym przypadku owym CZYMŚ była sympatia jaką mam do autora bloga Wyliczanka , a tym samym Autora książki o Annie Jantar. Z twórczości Anny Jantar znam tytułową piosenkę. I tyle. Usłyszałam o niej pierwszy raz, gdy podczas rosnącej popularności małej Natalii mama wyjaśniła mi, ze mama śpiewającej dziewczynki zginęła w katastrofie lotniczej.  Książka Marcina Wilka przybliża mi postać polskiej celebrytki lat siedemdziesiątych. Mimo to, podczas czytania biografii czułam się jakbym była w pokoju z wieloma zasłonami - czasa...

Niedzielnik nr 56

Pisałam o tym już niejednokrotnie - lubię ten stan, kiedy nic nie muszę. Niedzielne popołudnie wybrzmiewające muzyką na jaką mam ochotę, z książką i oddechami śpiących zwierzaków wokół mnie.  Nie wiedzieć kiedy minęły wakacje. Podczas porannych spacerów czuć już w powietrzu zbliżającą się jesień, a ja mimo tego zwiastuna, na liście "do zabrania na urlop" umieszczam strój do pływania. Jeszcze tylko kilkanaście dni i wyruszę. *   *   * Ostatnio przekonałam się, że niektóre firmy, które świadczą usługi, świadczą owe usługi tylko teoretycznie. Zakupy w zooplusie robię od 2009 roku. Zamawiam sporo, zawsze z opcją dostawy kurierskiej do domu. Gdy w godzinach przedpołudniowych w domu był ktoś, kto mógł paczkę odebrać, nie było kłopotów. Od kiedy pracuję tak, że nie mogę czekać na kuriera o 8 czy 9 rano, problem się pojawił. Kurier przyjeżdża, zostawia awizo i już. A paczki lekkie nie są i dlatego cenię sobie bardzo opcję dostarczenia do domu. W piątek ...

Pies je. Kot jada.

Sobota. Postanawiam pospać dłużej, co w moim przypadku oznacza, że budzik zadzwoni o 5:20.  Jest jeszcze szarawo, gdy ze snu wyrywa mnie głośne dyszenia Sary. Na wpół obudzona myślę, że muszę wstać, otworzyć jej balkon, żeby miała świeższe i chłodniejsze powietrze. Obracam się i już wiem, czemu dyszenie było tak głośne - psica wpakowała mi się do łóżka i dyszała prosto w moje ucho. Przy poduszce siedzi Nusia, która widząc, że już nie śpię przystępuje do lizania mnie po czole. Z transportera ustawionego przy łóżku odzywa się zaspana Sawa; już za chwilę galopuje po mnie, by zajrzeć mi w oczy i ponaglić do wstawania. Patrzę na zegarek. Jest 4:52. Do łazienki idę szurając nogami. Sara zastawia mi drogę, Wojtek przebiega z podniesionym ogonem, Sisi radośnie pokrzykując wskakuje na lodówkę, Nusia robi baranki w progu łazienki, Sawa biega i krzyczy, jakby w nadziei, że im szybciej będzie się ruszała i głośniej wołała, tym łatwiej będzie mi podstawić jej miseczkę z jedzeniem. ...

"My, wróbelki", czyli o szukaniu wydawcy

To miała być długa opowieść, ale jest gorąco i nie mam sił pisać, więc będzie krótko ;-) Pewna blogerka napisała o książce "My, wróbelki". Że zachwycająca, zabawna, pouczająca. Pożyczyłam, przeczytałam i uznałam, że miłe i z ciekawym humorem. Kilka dni później rozmawiałam z Domowniczką Tymona. Okazało się, że jej praca dyplomowa to "My, wróbelki" - ulubiona książka jej siostrzeńców. Na zdjęciach poniżej zobaczycie jak wygląda ją książka oryginalna i odświeżona.  Opowiadania zamieszczone w oryginale zostały z projekcie dyplomowym rozbite na kilka mniejszych książeczek, tak, by ułatwić dziecięce czytanie. Całość zebrana jest w czymś na kształt segregatora - twardej obwolucie. Zdaję sobie sprawę, że to, co było pracą dyplomową niekoniecznie musi być opłacalne w przypadku wydania książki na komercyjnym rynku. Niemniej jednak - Daria szuka wydawcy, którzy będzie chciał przypomnieć czytelnikom o wróbelkach i nawiązać z nią współpracę.  Polecam "My, w...

Patryk Świątek. Dotknij Boga. W poszukiwaniu ludzi, którym pozostało tylko szczęście.

Wychodzisz z domu. Masz plecak, śpiwór i kilka adresów. Nie masz pieniędzy, karty do bankomatu, opcji "w razie czego przenocuję u wujka". Masz wiarę w to, że ludzie, których szukasz, otworzą przed Tobą drzwi. I mimo, że czasami zastajesz, wbrew swoim oczekiwaniom, drzwi zamknięte, jedziesz dalej, do kolejnego domu, którego istnienie ufundowane zostało na Bogu. Ubodzy, silni pracą własnych rąk, są z ubogimi. Są obok nich, z nimi, bo napisanie, że niosą im pomoc mogłoby zabrzmieć pejoratywnie. Są, gdy ktoś odczuwa głód, gdy zatęskni za używkami, gdy roznosi go złość i wtedy, gdy świat wokół niego wydaje się mu być dobry, miły i pełen życzliwych ludzi (a to nie zawsze jest tak). Sporo jeździłam autostopem i wiem jak bardzo zmienia się perspektywa podróży, gdy zaczynamy traktować ten sposób podróżowania nie jako wakacyjną przygód, ale jako jedyny - oprócz własnych nóg - środek transportu. Nocowanie w lesie, czy w parku miejskim też może wydawać się miłą rozrywką, o il...

Cały naród czyta, czyli o Bolesławie Prusie

5 września 2015 r. w całej Polsce odbędzie się Narodowe Czytanie. Po Mickiewiczu, Fredrze i Sienkiewiczu nadszedł czas na Bolesława Prusa i jego "Lalkę". Z najsłynniejszą powieścią Prusa spotkałam się po raz pierwszy w szkole średniej i było to spotkanie dość pobieżne. Przeczytana w noc przed sprawdzianem z treści książka, nie porwała mnie, choć zdążyłam polubić Wokulskiego i wyłaniającą się z powieści Warszawę. Powrót do lektury  po kilku latach zaowocował moim zachwytem, a ostatnie wysłuchanie "Lalki" w interpretacji Jerzego Kamasa ów zachwyt jedynie spotęgowało. Czytane niegdyś "Kroniki" sprawiły, że Prus przestał być panem z książki do polskiego, a stał człowiekiem z krwi i kości, bacznym obserwatorem otaczającego go świata i mistrzem pióra. Szukając informacji o Prusie, cytatów z jego twórczości, fragmentów tekstów publicystycznych i wiadomości o dotychczasowych wydaniach, trafiłam na coś, co mnie bardzo ucieszyło. Otóż, jak głosi str...

3 książki wiejące chłodem

Jak jest za oknem, każdy widzi. Jedna z telewizji opublikowała mapkę, w której wskazuje, gdzie wystąpią bardzo wysokie temperatury. Skoro gorąco i bardzo gorąco będzie prawie wszędzie, to składam Wam propozycje czytelnicze. "Czułość wilków" to książka, którą czytałam kilka lat temu i którą obiecuję sobie przeczytać raz jeszcze. Może teraz jest dobra pora? Kanadyjska północ, pustkowie, zimno i tajemnica. "Okrutny szlak" opowiada historię prawdziwą. W niewielkim miasteczku na Alasce wybucha epidemia błonicy. Ze względu na trudne warunki pogodowe surowice można dostarczyć tylko korzystając z psich zaprzęgów, co i tak nie jest łatwe. Oprócz samego opisu walki z przyrodą w książce znajdzie się mnóstwo informacji o psach ras północnych i historii ich relacji z ludźmi. Bardzo mocna, wchodząca w serce i pamięć książka. "Zew natury" to opis wydarzeń jakie stały się udziałem autora. Postanowił on bowiem zostawić swoje dotychczasowe życie i wy...

Gdyby wierzyć książkom...

to Sawa, która dołączyła do nas wczoraj ma 3 tygodnie. A może 2,5 tygodnia? Owszem ma wciąż przygięte do głowy, niezbyt duże uszy, chodzi już, a nie pełza, ale jest to chodzenie obarczone wieloma wahaniami i nieporadne w swej istocie. Przewrócona na plecy nie umie, niczym żuczek, stanąć na nogi.Umie za to pić z butelki, zajadać kawałki karmy dla kocich niemowląt, a głos ma donośny niczym syrena okrętowa. Gdy się na nią patrzy, łatwo uwierzyć, że praprzodkiem wszystkich stworzeń były ptaki. Sisi i Gusia udają, że jej nie widzą. Wojtek obwąchuje ją z ciekawością, ale nie natarczywie. Nusia syczy (i ku mojemu zdumieniu Sawa syczy na Nusię). Sara ma duże cierpliwości wobec córczynych zapędów Sawy, ale są chwile, w których patrzy na mnie, ziewa i całą sobą daje znać, abym zabrała kocie dziecko z jej sierści. A łatwe to nie jest, bo małe wczepia się niczym małpiatka w ciepłą, dużą i mocno owłosioną ciotkę. Sawa szuka domu stałego. Zostanie zaszczepiona, zaczipowana, wyposażona w ...