W piątek odwiedziła nas I., która kociętom przedstawia się jako Ciocia Samo Zło, i która dokonała stosownych zabiegów na Tymonie umożliwiając mu dołączenie w najbliższym czasie do nowej rodziny.
Po raz pierwszy mam okazję oswajać tymczasa z jego przyszłym domem. Tymon zamieszka w tym samym bloku, w którym mieszka Kociokwik, więc odwiedza swoich ludzi na kilka godzin, niemalże codziennie. Ma tam swoją kuwetę, jedzenie, zabawki i choć wiem, że wkrótce się tam przeprowadzi, że to jego nowy dom, to on chyba jeszcze nie ma tej świadomości. Wczoraj po powrocie do Kociokwika zaczął radośnie obiegać całe mieszkanie, jakby sprawdzając, czy coś - i ewentualnie co - zmieniło się podczas jego nieobecności. Ciekawe, co sobie myśli taki mały kot? Może lepsze są jednak sytuacje, że jednego dnia oddajesz kota jego nowej rodzinie i już?
Przy małych zwierzakach widać, z dnia na dzień, jak się rozwijają, jak nabywają nowe umiejętności, jak cieszą się tym, co już potrafią zrobić, a czego jeszcze 2-3 dni temu nie umiały. Tymon wspina się już na fotele, z nich wskakuje na stolik (i tym sposobem, wdepnąwszy w kawę w filiżance, porobił na serwetce piękne ślady łapek). Wdrapuje się na wersalkę, a z niej na parapet. Dzielnie zwiedza balkon, walczy z cieniami w łazience i korzysta z obydwu kuwet. Dopomina się głośno o jedzenie, morduje sizalowy sznur, który udało się mu odplątać z podstawy drapaka i nawet nie za bardzo boi się odkurzacza (a wcale nie boi się suszarki). Zauważyłam, że bawiąc się gryzie, by za chwilę lizać podgryzione miejsce. Tak, Sarę też polizał po łepetynie;-)
Dom Tymona montuje właśnie siatkę zabezpieczającą balkon. Gdy zamontuje - Tymon się przeprowadzi. Ale mam nadzieję, że będzie nas odwiedzał...
* * *
Z czym kojarzy Wam się słowo "sezon"? Wielu z Was zapewne umiejscawia je w związku z kolejnymi seriami ulubionych seriali, inni z tym, że w sezonie za pokoje nad morzem trzeba płacić więcej. Jest też inna interpretacja "sezonu", taka, która nam - wolontariuszom prozwierzęcym - przywołuje na myśl choroby, przepełnienie, śmierć. Jest to "sezon na maluchy".
Codziennie do schronisk w całej Polsce trafiają kocięta i szczenięta. Podrzucone, przywiezione przez ludzi, którzy myślą, że to najlepsze rozwiązanie, w torbach, kartonach, zawiązanych reklamówkach, luzem. Stłoczone w klatkach, dokarmiane, za małe na szczepienia, obserwowane ze strachem - każdy dzień w schronisku to dla nich ryzyko zarażenia śmiertelną chorobą.
Na FB Niekochanych przeczytacie: Sezon to wojna. Wojna, która trwa dzień i noc. Walka o przetrwanie. Walka o przeżycie. Walka o to by dalej istnieć.
Wiele organizacji zamieściło ostatnio u siebie na stronach poniższą grafikę. Weźcie ją sobie do serca, bardzo proszę (Grafika za: SOS z collie).
Komentarze
też mam taka nadzieję.
co do drugiej części - chciałabym popracować jako wolontariusz w pobliskim schronisku SPCA, np. do wychodzenia z psami na spacer, niestety nie jeżdżę samochodem ani nie mam roweru, żeby się tam dostać. Bo mimo, że schronisko pobliskie, to jednak na nogach za daleko i poboczem dość ruchliwej drogi/ albo przez las, gdzie można spotkać misia, jak się ma "szczęście" ;). Tak więc na razie pomagam im przekazując puste butelki/puszki po napojach procentowych - taką fajną akcję wymyślili. My pozbywamy się śmieci z domu, a oni je sprzedają i kupują za to jedzenie dla podopiecznych.
Dodatkowo będę chciała z nimi porozmawiać o moim kolejnym pomyśle - właśnie czekam na dostawę wydrukowanych pocztówek z naszej miejscowości, które zrobiłam po odkryciu, że pocztówek stąd nie ma. A na samej jednostce wojskowej mieszka ok. 14 - 15 tys. ludzi z różnych zakątków Kanady. Więc wykorzystałam zdjęcia zrobione w trakcie spacerów, zaprojektowałam kartkę, wysłałam do druku i jak tylko przyjdzie dostawa, to je będę chciała sprzedać. I zgłoszę się do SPCA z propozycją, czy by chcieli część tych kartek sprzedać u siebie a ja im przekażę jakąś część pieniędzy ze sprzedaży na ich potrzeby. Zobaczymy, co oni na to powiedzą ;)
świetny pomysł z tymi pocztówkami - trzymam kciuki za powodzenie:-)