Przejdź do głównej zawartości

Gusia


I znów uskuteczniałam głodzenie kotów. Jeść dostały dopiero w południe, gdy Z. przyjechała, żeby zabrać Gusię do PanDoktora. Ponoć zapakowanie Gusi do transportera trudne nie było, za to nieco kłopotliwsze okazało się jej znieczulenie przed zabiegiem. Ale Ciocia wsparła PanDoktora trzymając Gusię i koteczka usnęła.

Stan jamy pyszcznej lepszy niż u Sisi, więc kolejna wizyta kontrolna za pół roku. Część zębów usunięta, a przy okazji pobrana do badań krew i zerknięcie przy pomocy USG do kocich wnętrzności (i znów musi brzuch zarastać, bo został ogolony).

Gusia drogę do domu przebyła spokojnie, a pobrudziwszy nieco ręcznik, którym wyłożony był transporterek, obraziła się na to brudne i przyległa całym ciałkiem do wyjścia z transportera, żeby się nie powalać. 

Po wyjściu na wolność nakrzyczała na ciekawską Sarę, pacnęła dla porządku Wojtka, zajrzała do miski i stwierdziła, że może jeść będzie później.

P.S. W środę Nusia.
P.S. 2. Za oknem szaleje burza z piorunami i nie możemy iść z mamutkiem na spacer. Nie uwierzyłabym w tę marcową burzę, gdybym nie widziała...

Komentarze

Głaski z dalekiej Petawawy dla wszystkich kociastych i psiury też :) Biedne bezzębne kociaste, ale na pewno tak będzie zdrowiej i mniej boleśnie dla nich.
Nawet nie chcę myśleć co będzie, jak Lilce trzeba będzie taką operację nazębną zrobić, zwłaszcza, że tutaj za weterynarzy płaci się bajońskie sumy - muszę jej w końcu wykupić ubezpieczenie zdrowotne, bo bez tego ani rusz niestety...

U nas dzisiaj też burza, ale śnieżna, już mam tej zimy po kokardę :/
kociokwik pisze…
OOO, jesteś:-) A czemu nic nie piszesz na swoim blogu?

Do nas też zima wróciła - Sara szczęśliwa, ja nieco mniej. A koty odżywają dopiero wieczorami, gdy kaloryfery robią się ciepłe - w dzień są - jak na kocie potrzeby - zbyt chłodne;-)
Jestem, jestem i cichutko podczytuję :)

Na mojego bloga na pewno wrócę, tylko na razie nie mam o czym pisać, bo nie dość, że zima mnie uśpiła - jednak powinnam zasypiać w sen zimowy w okolicach listopada ;), to jeszcze właściwie nic ciekawego się u mnie nie dzieje. Taka bardzo pozytywna nuda, kiedy praktycznie wszystko idzie po mojej myśli. A zauważyłam, że w większości wypadków pisałam wtedy, kiedy się czymś stresowałam, albo po ludzku coś mnie wkurzyło ;)
Ale coś mi się wydaje, że niedługo znowu tam wrócę, bo mam nadzieję, wiosna blisko :) A i może praca się w końcu jakaś trafi, to i będzie o czym pisać ;)

Tradycyjne głaski dla futer i pozdrowienia dla ich właścicieli :)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...