Wydane przez
Wydawnictwo Literackie
Zdecydowałam się na lekturę książki Agnieszki Olejnik z powodu psa i biblioteki. Wątek kryminalny ledwie zarysował się w mojej świadomości, a romansu nie spodziewałam się wcale. Cóż, powinnam dokładniej czytać informacje na okładce, bo czuję wyraźny niedobór psa i biblioteki, odpowiednią dawkę kryminału i zdecydowany przesyt wątkiem romansowym. Oraz bohaterką.
Anna Drozd, lat 35, wprowadza się do Solca kupując stary dom zwany Dąbrową. Mieszka w miasteczku już prawie dwa lata, nie zna niemalże nikogo poza kilkoma osobami, które spotyka, bo gdzieś musi kupować jedzenie itp. Biblioteka, w której Anna pracuje, najwyraźniej nie jest miejscem odpowiednim do tego, by poznawać ludzi. Podobnie jak przestrzeń, którą bohaterka odwiedza z psem i to psem rzadko spotykanym w jej nowym miejscu zamieszkania, wyżłem weimarskim. Do Solca Anna wprowadza się po potężnym rozczarowaniu miłosnym; wycofuje się z życia, staje się odludkiem i tylko jednej osobie, Magdzie, udaje przebić się przez skorupę upośledzenia emocjonalnego bohaterki i zawrzeć z nią coś na kształt przyjaźni.
Nie udało mi się polubić Anny. Może bohaterka w zamyśle Autorki miała nie być do polubienia? Chyba się łudzę;-) Irytująca, chaotyczna, niewiarygodna, to zaledwie pierwsze z epitetów jakimi mogłabym określić Annę.
Akcja powieści zawiązuje się w momencie, w którym Dante, pies Anny, przynosi do stóp pani coś, co z daleka wygląda jak nieświeża parówka, a okazuje się być ludzkim palcem. Wówczas na progu domu Anny pojawiają się policjanci, a bohaterka nagle rozpoczyna okres intensywnych kontaktów towarzyskich i to głównie kontaktów z mężczyznami. Oprócz komisarza Wiktora Gryki, który poraniony po nieudanym małżeństwie natychmiast popada w zauroczenie Anną (a Dante go uwielbia), w pobliżu Anny pojawia się domorosły detektyw - Mariusz, który ma co prawda problemy z psychiką i oceną własnej osobowości, ale za to namiętnie całuje i pożera bohaterkę wzrokiem tak pożądliwym, że aż trudno mu się oprzeć.
Anna się opiera bądź nie, a obecność obydwu panów skłania ją do tego, by porzuciła bierność i na własną rękę rozpoczęła poszukiwania osoby, która sprawia, że w dotychczas spokojnym miasteczku, trup ściele się gęsto. Poszukiwania bohaterka podejmuje, a ich rezultaty - wraz ze szczerymi przemyśleniami na tematy męsko-damskie - zapisuje tworząc z nich książkę. Której to treścią na bieżąco dzieli się z komisarzem.
Obawiam się, że na książkę "Dante na tropie" jestem (o zgrozo, nie myślałam, że kiedykolwiek to napiszę) za stara. Nużył mnie infantylizm Anny, na jej rozterki sercowe/łóżkowe spoglądałam ze zdumieniem i lekkim zniesmaczeniem. Co gorsza, miałam wrażenie, że cała powieść wymaga dopracowania, które sprawi, że powieść będzie się przyjemniej czytało; chwilami łapałam się na myśli, że czytam jakiś szkic, że bohaterom brakuje "życia", a przedstawione sytuacje są zbyt papierowe.
Spodobał mi się w tej książce jeden wątek. Solec i okolice zamieszkują rodziny polskie i ukraińskie. Obecność dwóch narodowości wywoływała spięcia w przeszłości i choć w czasach współczesnych wydarzeniom powieści wydaje się być inaczej, to w miasteczku wciąż żywe są skłonności do dzielenia mieszkańców na naszych i czarnych (tzn. Ukraińców).
Czas jakiś temu czytałam książkę Agnieszki Olejnik zatytułowaną "Zabłądziłam". Opowieść o nastolatkach zmagających się z ciężarem samobójstwa w rodzinie wydawała mi się napisana lepiej niż historia Anny, choć chwilami zżymałam się na nadmierne, w moim odczuciu, podobieństwo losów głównych bohaterów. Musiałabym teraz, na świeżo, po lekturze "Dantego..." sięgnąć po poprzednia książkę Autorki, by sprawdzić aktualne odczucia. Nie sądzę jednak, abym znalazła na to czas, więc pozostaję z przekonaniem, że "Zabłądziłam" jest przyjaźniejsze w czytaniu, mimo, że przedstawia trudniejszą tematykę.
A "Dante na tropie"? Cóż... Wobec pozytywnych opinii jakie znajdziecie w Internecie, mogę stwierdzić, że to po prostu książka nie dla mnie. Poczekam na Wasze wrażenia z lektury.
Komentarze
może Tobie się spodoba, nie zarzekaj się;-)