Dzień mija za dniem, a ja odliczam kolejne już nawet nie kartkami kalendarza, czy zakreślanymi kolejno dniami na karce kalendarza, a jedynie kocimi i psimi uśmiechami, głaskami, ciepłem, którym otaczają mnie zwierzaki i jesiennymi smakami.
Nusiowy brzuszek już w stanie dobrym, nie zarósł jeszcze sierścią, ale na to trzeba czasu. Podobnie jak na łapce Sary nie zarosło miejsce po wkuwanym wenflonie. Samopoczucie obydwie mają doskonałe i śladu po mało miłych przeżyciach nie widać na żadnej z nich.
Późnojesienne spacery, najczęściej z mgle, sprzyjają rozmyślaniom. Skończyłam słuchać kolejną książkę i póki co chodzę z Sarą wsłuchując się w dźwięki zamglonego parku, czy układającego się do snu osiedla.
Od soboty jest z nami nowy kot. Ma około 6-7 miesięcy, jest przepięknym myziastym, ciekawym świata i bardzo proludzkim kocurkiem. Trafił do mnie, ponieważ DT, z którego wywędrował do DS, jest aktualnie zajęty i istniała obawa, że Piotruś (bo tak ma na imię ów młodzieniec) będzie zbyt natarczywy wobec maleńtasa pomieszkującego w DT. Bo Piotruś, trzeba wam wiedzieć, jest kotkiem nieustraszonym, o silnym poczuciu własnego "ja" i przekonanym o tym, że świat cały powinien leżeć u jego przepięknych, puchatych stóp i bić mu pokłony. A jak świat nie wykazuje chęci, to Piotruś ów świat z lekka karci. Ot, nasyczy, gryźnie, pokaże, że to on jest ważniejszy i nie pozwoli się światu, a już osobliwie jego co słabszym jednostkom, poniżać brakiem uznania.
Piotruś został przywitany chłodno. Kociokwiki nie pierwszy raz mają nowe towarzystwo, nie pierwszy wiedzą, że towarzystwu trzeba pokazać jaka w domu panuje hierarchia. Nowością, i tym co budziło moje największe obawy, jest to, że to pierwszy tymczas od kiedy do Kociokwika dołączyła Sara, ale i tu udało się zwierzakom dogadać bez zwracania uwagi na moje obawy.
Bałam się też o Wojtka. On i tak jest dość wycofanym kocurkiem i faktycznie - pierwsze popołudnie spędził w nastroju nieco ponurym, jakby powątpiewając w moje do niego przywiązanie. Ale gdy go przytuliłam, naszeptałam do ucha różne tajemne słowa, Wojtek poczuł się pewniej. Najlepszym przykładem jego dobrego samopoczucia jest, moim zdaniem, scena, którą zobaczyłam wczoraj. Piotrek siedząc na drapakowej półce próbował sięgnąć bocianiego gniazda, na którym przycupnął Wojtuś. Ten drugi dobitnie wyjaśnił młodszemu koledze, że pewne miejsca są właściwe starszym kocurom i młodzieży do niech dopuszczać nie wolno.
Gusia jak zwykle ma w nosie wszelkie zawirowania domowe. Burczy gniewnie ostrzegawczo i żyje sobie szczęśliwym życiem abnegatki. Rano, po śniadaniu, dopomina się wsadzenia do szafy z ręcznikami, z której to szafy wychodzi, gdy wracam z pracy.
Sisi, no wiecie, Sisi jako Matka Stada jest nonszalancka i sprytna. Ilekroć wracam do domu ucieka mi na korytarz i biegnąc zagląda przez ramię (?), czy aby na pewno ją gonię. A ja gonię, bo jakże tu nie gonić swojej ukochanej koteczki:-)
P.S. Album z pozostałymi zdjęciami.
P.S. Album z pozostałymi zdjęciami.
Komentarze
na pewno za jakiś czas... wszystko będzie już w normie ! miziaki kociakom
nie da się żyć bez uznania tego, kto jest ważniejszy - pewnie nie tylko w zwierzęcym świecie.
Pozdrawiam:-)