Przejdź do głównej zawartości

V Warszawskie Targi Książki


W tym roku na targi książki w Warszawie pojechałam z racji tradycji. Pierwszy raz zabrałam do Pałacu siostrzenicę, gdy miała 2,5 roku i teraz - gdy liczy sobie już 6,5 - nie mogłam sie nagle wycofać z krzewienia miłości do czytania:-)

Poruszanie się po targach z dwójką dzieci w wieku młodoszkolnym jest poważnym przedsięwzięciem logistycznym i składam gratulacje wszystkim rodzicom i opiekunom, którym się to udaje. Odnalezienie wśród rzeszy stoisk tej jednej, jedynej książki, którą się chce mieć na własność oraz sprawdzenie, czy może jednak nie byłoby lepiej mieć tej drugiej, która znajdowała się na stoisku leżącym idealnie po drugiej stronie korony stadionu może przemienić spokojne wizytowanie targów w szaleńczy galop od stoiska do stoiska. Na szczęście na płycie stadionu były wielkie kolorowanki (13'), które okazały sie być równie atrakcyjne jak oglądanie książek.

Udało mi się przywitać z kilkoma sympatycznymi osobami, obejrzeć kilka interesujących książek, a gdy już zrobiło się zbyt głośno, zbyt gorąco i zbyt tłocznie uznałyśmy, że pora opuścić stadion. Podsumowując - cieszę się, że byłam w Warszawie.

Komentarze

Czytelnik pisze…
Też wybierałem się na targi książki, ale w końcu zrezygnowałem. Znam swoje zamiłowanie do nowych książek i wiem, że bez całej siatki nowych pozycji nie wróciłbym. A aż tyle pieniędzy na literaturę na razie nie mam. Może pojadę na targi krakowskie :)
Zazdroszczę Targów. Ja mam wszędzie daleko;/ A co do dzieciaczków, to zabranie ich gdziekolwiek jest logistycznie bardzo ciężkie;)
Iwonaa pisze…
Podziwiam Cię za tę wyprawę z dzieciakami. Było sporo atrakcji, ale warunki pogodowe wyjątkowo ciężkie.
Pisany inaczej pisze…
Ja żałuję, że nie pojechałem. Ale póki co nie mam takowych możliwości. Może kiedyś uda mi się zasiąść po drugiej stronie i podpisywać swoje książki? Marzenia podobno się spełniają.
Monika Badowska pisze…
Czytelnik,
jest motywacja do odkładania pieniędzy do skarbonki:-)

M,
pewnie tak, ale mam rzadko okazję próbować, więc tym wiekszy był mój "szok" :-)

Notatnik Kaye,
na szczęście byłyśmy we dwie na dwoje dzieci:-)

Piotr,
wszystko przed Tobą; życzę powodzenia!
Agnes pisze…
Co do dzieci - istotnie czasem trudno je ogarnąć ;) A Targów trochę zazdroszczę. Na płycie były stoiska? Czy gdzieś jeszcze?
Monika Badowska pisze…
Agnes,
stoiska były głównie na koronie stadionu. Na płycie część rozrywkowa:-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...