Przejdź do głównej zawartości

Marcin Wroński. Pogrom w przyszły wtorek. Haiti.

Książki Marcina Wrońskiego lubię z rozmaitych powodów. Cenię je, bo Autor posługuje się dobrą polszczyzną, a to sprzyja czytaniu. Lubię bohaterów - i Zygę Maciejewskiego, i Lublin. Kibicuję powstawaniu serii od pierwszej książki i każdy kolejny opublikowany tom jest dla mnie przyjemnością literacką, ale też świadectwem tego, że kryminały retro - dobrze pisane - cieszą się powodzeniem. Moja radość z popularności książek o komisarzu Maciejewskim wypływa także z sympatii do Autora.


"Pogromu w przyszły wtorek" wysłuchałam, bo choć lubię mieć książki o Maciejewskim na półce, stwierdziłam, że szybciej zapoznam się z wersją do słuchania. Tomasz Sobczak sprawdził się idealnie. Powieść, której akcja rozgrywa się we wrześniu 1945 roku, udanie portretuje Polskę powojenną, Polskę z czasów umacniania się władzy przychodzące z zewnątrz.


"Haiti" to już rok 1951. Choć tu, podobnie jak w poprzedniej powieści, Autor zastosował dwa plany czasowe - wracamy z Maciejewskim do czasów jego pracy w policji - do 1938 roku. Pytany podczas spotkania o ten zabieg literacki Marcin Wroński wyznał, że to z jego zamiłowania do porządku. 


Miałam wczoraj przyjemność uczestniczyć w spotkaniu autorskim. Nie było nas, czytelników, zbyt wielu, ale rozmowie prowadzącego z Autorem, nie zrobiło to różnicy. Tematyka oscylowała wokół literackiego świata kreowanego przez Marcina Wrońskiego, wokół Lublina, planów pisarskich, warsztatu pisarskiego, czyli wszystkiego tego, o czym chce się słuchać wybierając się na spotkanie z Autorem. Cieszę się, że się wybrałam.



Przed spotkaniem odszukałam na półce wcześniejsze powieści Marcina Wrońskiego. W jednej z nich mam dedykację, której integralną częścią jest logotyp wydawnictwa z domalowaną czapką policyjną i napisem "Policja konna Lublin". Zapytałam Autora, czy rysując tę czapkę wiedział, że kiedyś napisze "końskiego Maciejewskigo". 



Spotkanie prowadził Robert Ostaszewski. Człowiek, niewątpliwie, znający świat polskich kryminałów, krytyk literacki. Niestety, w słuchaniu ciekawych pytań jakie zadawał Marcinowi Wrońskiego, przeszkadzała mi jego wada wymowy (jestem w tym względzie dość ortodoksyjna, nie mogę słuchać Trójki z powodu wielości osób nie wymawiających na antenie tego radia "r").

Marcin Wroński zapowiedział, że książek o Zygmuncie Maciejewskim w sumie będzie dziecięć. To miłe - przede mną jeszcze cztery spotkania z policjantem z Lublina :-)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...