W naszej rodzinie najpierw były psy. Później koty. A siedem miesięcy temu znowu dołączył do nas pies – najpiękniejsza na świecie malamutka. I tak sobie teraz żyjemy z czterema kotami i pieską. Z kotami jestem nieprzerwanie od ośmiu lat, ale nie znam tych zwierzaków tak, jak znam psy. Koty nie okazują emocji w takim stopniu, w jakim emocje okazują psy. Koty nie słuchają ludzi tak, jak słuchają nas psy. Wydaje się, że koty nie potrzebują od ludzi aż tyle, ile potrzebują psy. Koty są zwierzętami udomowionymi, podobnie jak psy, ale bardzo różnią się od psów, co nie jest niczym dziwnym, bo koty i psy to dwa różne gatunki.
John Bradshaw w swojej książce pokazuje, dlaczego koty są takie, jakie są. Pokazuje na tyle, na ile wiemy dlaczego, albo nam się wydaje, że wiemy :-) Wiedziałam wiele z tego, o czym pisze Bradshaw, ale też wiele z tego, co przeczytałam, nie wiedziałam. Nie wiedziałam chociażby tego, że słońce nie stymuluje skóry kota do produkowania witaminy D. I wielu innych rzeczy nie wiedziałam, ale nie podają szczegółów, żeby nie psuć Wam zabawy.
Bradshaw zna koty i podaje mnóstwo szczegółowych danych o kotach, a jednocześnie nie gubi ogólniejszej perspektywy. Pisze na przykład:
Zasadnicza różnica między kotami a ludźmi polega na tym, że te pierwsze przeszły od dzikości do udomowienia drogą ewolucji genetycznej, podczas gdy my sami w porównywalnej skali czasowej ewoluowaliśmy kulturowo, od łowcy zbieracza do mieszkańca miasta. [s. 145]
Bradshaw pisze o kotach w wielu aspektach, z których wszystkie są istotne, bo wszystkie składają się na obraz kota, jaki mamy. Bradshaw, że tak powiem, odmitologizowuje koty, stara się zachowania kotów wyjaśniać w oparciu o dowody naukowe, co tłumaczy tak:
Dzieliłem dom z paroma kotami. (…) Byłem świadkiem narodzin kilku pokoleń kociąt, opiekowałem się kotami, gdy żałośnie się starzały i niedołężniały. Pomagałem w ratowaniu bezpańskich kotów, które dosłownie gotowe były kąsać karmiącą je rękę. A przecież nie mam poczucia, by to osobiste zaangażowanie samo w sobie wiele mi pomogło w zrozumieniu, czym koty są naprawdę. Dopiero prace naukowców – biologów, archeologów, specjalistów od psychologii zwierząt i procesów rozwojowych, badaczy DNA i antropozoologów, jak ja sam, przyniosły mi odłamki wiedzy, z których połączenia zaczął wyłaniać się prawdziwy obraz kociej natury. [s. 9]
Jak najbardziej jestem za tym, żeby badać i wyjaśniać naukowo co tylko się da, a przy tym w kilku kwestiach nie zgadzam się z Bradshawem, choćby w tym, że koty nie bardzo umieją uczyć się przez naśladowanie, zwłaszcza kiedy chodzi o naśladowanie osobników z kotem niespokrewnionych. Nie dysponuję aparatem, dzięki któremu mogłabym swoje tezy wyłożyć na sposób naukowy, i dlatego chciałabym, żeby ktoś kompetentny wyjaśnił mi to, że Nusia nauczyła się od Sisi (to nasze kotki) walić w lustro, kiedy chce jeść. No bo przecież nauczyła się :-)
Na koniec kilka słów o ostatnim rozdziale, w którym Bradshaw, mówiąc najogólniej i zupełnie, ale to zupełnie nienaukowo (to ja mówię nienaukowo, nie Bradshaw :-) postuluje, aby ludzie majstrowali przy kotach w celu ukształtowania zwierząt, które będą lepiej adaptowały się we współczesnym, coraz bardziej zindustrializowanym świecie. Autor pisze:
Ideałem byłoby, gdyby koty o szczególnych predyspozycjach do współczesnego trybu życia (…) były rozpoznawane i preferowane przy rozpłodzie. [s. 337]
Hm… Na razie niech wystarczy to moje „hm…”. Przeczytajcie książkę i napiszcie, co myślicie.
Komentarze