Przejdź do głównej zawartości

Suzanna Clarke. Dom w Fezie.


Wydane przez
Wydawnictwo Lambook

Jestem ostrożna wybierając książki, których akcja dzieje się poza obszarem kulturowym Europy wiedząc, że nie zawsze jest mi z nimi po drodze. "Dom w Fezie" wybrałam starannie i jestem bardzo zadowolona z tego, że to właśnie przez tę książkę nawiązałam znajomość z tym co publikuje wydawnictwo reklamujące się hasłem "Zorientuj się z nami na Orient".

Dwoje Australijczyków, Suzanna Clarke i Sandy McCutcheon, na fali zachwytu odczuwanego podczas podczas wycieczki do Maroko decydują się, dość nieoczekiwanie dla siebie, na kupno domu w Fezie. Mimo nakładu kosztów jaki należałoby ponieść, by kupić dom, by wyremontować go zachowując tradycyjny wygląd, by - co szalenie istotne - porozumieć się z mieszkańcami mówiącymi głównie w daridży i sporadycznie w języku francuskim, idea własnego domu w medynie zawładnęła myślami i sercami bohaterów opowieści tak mocno, że już nie było odwrotu.

Historia opisana przez Suzannę Clark pokazuje to, co trudne w komunikacji i zaakceptowaniu sposobu życia mieszkańców Fezu. Na szczęście Autorka czyni także obserwacje o znacznie bardziej pozytywnej wymowie. Ot, choćby tę:
Z drugiej strony pewne przestępstwa, jak choćby handel narkotykami, które na zachodzie są na porządku dziennym, w Maroku praktycznie nie występują. Dzieje się tak dlatego, że to, co najczęściej popycha mieszkańców zamożnych krajów w objęcia nałogu, czyli samotność i wyobcowanie, tutaj właściwie się nie zdarza. [s.112]
Zaangażowałam się w "Dom w Fezie". Kibicowałam Suzannie w szukaniu robotników do pracy, podczas jej wizyt w urzędach, w chwilach, w których próbowała walczyć z wszechobecnym kurzem i tym, w których odczuwała radość z kolejnego ukończonego i pięknego fragmentu domu. Współodczuwałam zmęczenie remontem i satysfakcję płynącą z tego, że udało się jej osiągnąć cel - uratować podupadający, tradycyjnie zbudowany dom i stworzyć sobie azyl.

Pozostaję zauroczona.

P.S. Blog pisany przez Suzannę i Sandy'ego.

Komentarze

Pani_Wu pisze…
Hm, odczuwam pewien przesyt literaturą opowiadającą o zmianie życia poprzez kupno i remont domu. Czy ta książka wnosi coś nowego do tego domkowego nurtu?
Monika Badowska pisze…
Pani_Wu,
pewnie nie;-) Oprócz kolorytu Maroka:-)
Unknown pisze…
Ja staram się pozostawać w granicach Europy i Ameryki. Lektury pozostałych części świata były dla mnie zawsze rozczarowaniem. Może źle trafiałam, jednak jeżeli na kilkanaście książek 100% traktowało o przemocy, brutalności wobec dzieci i ekstremistach, to coś jest nie tak.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...