Wydane przez
Wydawnictwo W.A.B.
Bardzo lubię serię Biosfera. Ucieszyłam się widząc w zapowiedziach książkę polską, współcześnie napisaną i o kotach. Ucieszyłam się jednak zbyt wcześnie.
Rozumiem naiwność prezentowaną przez Kingę na początku jej wolontariackiej drogi; niełatwo jest zrozumieć od razu, że dla niektórych zwierzę jest przedmiotem, że można się go pozbyć, uśmiercić, kiedy człowiekowi nagle się odechce zajmować kotem, kiedy zainteresuje go coś innego, urodzi się dziecko. Niełatwo jest również, od pierwszych chwil, dostrzec, że wszędzie tam, gdzie są ludzie, nawet teoretycznie zjednoczeni wspólnym celem, łatwo jest o spory, kłótnie, czy plotki.
Kinga jednak, do końca powieści, prezentuje naiwność, która z czasem staje się irytująca, podobnie jak irytujące staje się jej negowanie wielu spraw i brak jakiekokolwiek entuzjazmu do tego, czym się zajmuje - współpracy z fundacją prokocią i prowadzenia domu tymczasowego. Na dodatek w opowieści przewija się jej matka, z którą Kinga mieszka i która świadomie nie skrzywdziłaby kota, ale hołdując przesądom i stereotypom co chwila robi lub mówi coś, co z troską o koty niewiele ma wspólnego.
Podczas czytania "Biura kotów znalezionych" odnosiłam wrażenie, że narratorka jest zmęczona zobowiązaniem jakiego się podjęła, ale z przyczyn dla mnie niezrozumiałych, nie decyduje się z niego wycofać. Brak jej jednak energii, podchodzi negatywnie do wielu obowiązków i wydarzeń, a całość - napisana, niestety, niezbyt przekonującym językiem - powodowała moje zniechęcenie.
Być może, paradoksalnie, nie jestem targetem tej książki. Pierwszy tymczas trafił do naszego domu w 2008 roku. I choć teraz jesteśmy domem tymczasowym dla psa, kilka kotów mieliśmy przyjemność odchuchać i przekazać w dobre ręce. Stąd pewnie moje zdenerwowanie na książkę, która zamiast zachęcać do niesienia pomocy zwierzętom w potrzebie, przedstawia działalność prozwierzęcą jako coś, z czego trudno czerpać jakąkolwiek satysfakcję. A przecież o tymczasowaniu można pisać też tak:
Przystanek Dom Tymczasowy
Czasami trudno tak sobie być Przystankiem.
Spotyka się kota, zaprasza się go do siebie, poznaje, gada do niego, pozwala wspinać się na kolana i szepcze się czułe słowa prosto do kociego ucha (tak żeby inne koty nie słyszały i nie były zazdrosne). Napełnia się miseczki, bierze do weterynarza, pociesza, gdy jest smutno, irytuje się, gdy włazi pod nogi, siedzi się na podłodze, bawiąc się ze zwierzem i turla się kocie piłeczki. I prowadzi się rozmowy, które tylko między człowiekiem a kotem zaistnieć potrafią.
I jest trochę tak jak z przelotnymi znajomościami - z kimś się przystaje, spotyka na szlaku - albo na wakacjach, albo po prostu. Chwile bywają magiczne, rozmowy nie z tej ziemi, i się nagle łapie na myśli, że chciałoby się chwilę zatrzymać.
Bo kot jest wyjątkowy, bo ta kocia osobowość jest jedyna, bo to mruczenie niepowtarzalne, i chciałoby się, żeby moment trwał... Ale się nie da, ale nie wolno.
Więc trzeba umieć się uśmiechnąć, machnąć ręką i cieszyć się z tych paru wspólnych chwil - tak, żeby można było wrócić myślami kiedyś do tego momentu, pośmiać się, "bo pamiętasz, jak Szprotka aportowała myszki? A jak pchała się do miski? A jak rozkładała się na kolanach? A jak wyciągała się na podłodze, tak że okazywało się, że kot ma dobry metr długości? A jakie miała słodkie cęteczki?".
Bo się jest tylko Przystankiem w drodze dalej, i od początku tak ma być - i do końca. I tak jest po prostu dobrze. [źródło]
Jeśli chcecie poczytać o tym, jak wygląda życie fundacji prozwierzęcych poszukajcie książki:
A później porównajcie obydwie i napiszcie mi, proszę, co o nich myślicie.
Komentarze
Biosferę lubię za kilka książek, prawie za wszystkie:-) A o "Poza gatunek" będę jeszcze pisała. Dziękuję Ci za rozbudowany komentarz, miło mi, że do mnie zajrzałaś. Pozdrawiam.
ależ ja nie twierdzę, że bycie domem tymczasowym jest łatwe. I piszę o tym, że tak uważam. Ale z drugiej strony - nie podoba mi się to, że autorka zostawszy domem tymczasowym i będąc nim nie wykazuje (albo ja jej tam nie znalazłam) empatii wobec zwierząt, którymi się zajmuje, nie wykazuje także zainteresowania/serdeczności wobec tego, czym postanowiła się zajmować.
Książka, także w warstwie językowej, prezentuje niezbyt wysoki poziom.