Poprzedni weekend miałam przyjemność spędzić poza domem. Przyjemność polegała na tym, że odwiedziłam Lulu i Saszkę oraz ich ludzi, a potem powędrowałam w towarzystwie Siostry, Siostrzenicy i Saszki do domu rodzinnego, gdzie oprócz Rodziców czekała na nas Kavka.
Moja pierwsza myśl po ujrzeniu Saszki to "Jaka ona jest mała!". Psica powitała mnie radośnie, Lulu też nie stroniła od głasków i poczułam się niemalże jak w domu:-) Gdy wyruszyłyśmy późnym wieczorem na północ Polski Saszka grzecznie zajęła miejsce w wyznaczonej części samochodu i ciesząc się podróżą przespała większość drogi.
Kavka nie pałała entuzjazmem z powodu odwiedzin psa. Nas powitała radośniej. Rodzice przenienieśli się z mieszkania do domu, więc kotka ma mnóstwo nowych miejsc do obwąchiwania, sprawdzania, itp. Zaakceptowała nawet drapak, któremu wcześniej okazywała idealną obojętność i potraktowawszy go jak trampolinę postanowiła wskoczyć na piec. Niestety - waga jakby nie sprzyja skokom. Ale zwiedzanie piwnicy jest dostępne niezależnie od wagi i rozmiarów kota:-)
Saszka szalała ze szczęścia. Olbrzmi teren do obiegnięcia, ziemia do wytarzania się, różne zachachy, nowy teren. Wypuszczona z domu biegała radośnie z wywieszonym jęzorem wracając jednak kontrolnie co chwila pod drzwi domu, no bo jeszcze pojechałybyśmy gdzieś bez niej?
Wróciłam chora. Właściwie powinnam powiedzieć, że wszystkie wróciłyśmy chore - jedynie zwierzaki ostały się wirusowi. Z mojej choroby, a jakże, ucieszyły się koty. Nie bacząc na Sarę Nusia układa się na moich nogach, a Gusia zawija koło szyi i pozwala się przykryć kołdrą. Unieruchomiona i dogrzewana przez kociątki mogę tylko się tym cieszyć i czytać książki.
Nieco przed moim wyjazdem przenieśliśmy drapak do sypialni. Ze względu na obecność w pokoju Sary koty korzystały z niego mniej niż dotychczas i stąd ów pomysł, by drapak wyekspediować. Królem drapaka został Wojtek, który owszem pokój i resztę mieszkania odwiedza, ale czyni to bardzo ostrożnie, bo najpewniej czuje się na bocianim gnieździe.
Sisi od dnia, w którym uciekła na korytarz, codziennie oznajmia nam donośnie, że ma już nas dość i chce iść w świat. Chętnie daje się wziąć na ręce i poprzytulać, ale wtedy trzeba izolować psa albo głaskać kota niemalże nieustannie wirując i ubiegając szanse Sary na to, by podskoczyła i dołożyła nos do Sisi.
Poniżej zdjęcie z wczoraj:
Zrobiło się zimno, zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Mnóstwo zwierząt trafia na ulicę, do schronisk w ramach przedświątecznych porządków. Nasza Gusia też została oddana do schroniska w Wigilię. Oby takich przypadków był jak najmniej.
P. S. Ciri, o której pisałam ostatnio ma dom - to cudna wiadomość!
P.S.2. Czasami pojawią się tu teksty Z. Tak jak ostatnio i tak jak jutro:-)
Komentarze