Od 1 października chodziliśmy na spotkania wolontariuszy pracujących przy organizacji Wigilii dla samotnych. Idea wydarzenia jest taka, by w dniu i porze wieczerzy wigilijnej zasiąść przy stole w towarzystwie innych samotnych ludzi. By nikt, kto spędza Boże Narodzenia sam, nie siedział przy pustym stole słysząc zza ściany gwar rodzinnych rozmów, by tradycja talerza czekającego na wędrowca wypełniła się podczas spotkania wigilijnego organizowanego w Hali Kapelusz. Przy organizacji wydarzenia pracowało ponad 100 wolontariuszy, patronów i darczyńców było około 60, a gości, którzy przyszli do Kapelusza - około tysiąca. Byliśmy tam w trójkę: Z., Sara i ja, kotki czekały w domu. Pięknie było patrzeć, jak wchodzący do hali ludzie wracają po chwili, by zapytać o Sarę, by ją pogłaskać, a niejednokrotnie - by się do niej przytulić. Niektórzy prosili, by zrobić im z Sarą zdjęcia, więc Basia przygotowywała aparat i pstrykała. Cieszyliśmy się, że Sara bardzo ładnie reagowała na zainteresowanie ludzi. Obecność na tej Wigilii, praca przy niej, to niesamowite doświadczenie.
[źródło]
Spacery świąteczne, choć przyjemne, były dla mnie także źródłem niepokoju. Spotykaliśmy rodziny, rodziców i dzieci, którym towarzyszyły małe pieski. Mam gorącą nadzieję, że szczeniaki - najwyraźniej będące prezentami świątecznymi - będą członkami rodzin, do których trafiły, a nie upominkiem po upływie krótkiego czasu budzącym znużenie, zniecierpliwienie i w końcu trafiającym na ulicę lub do schroniska.
Z. czytał czas jakiś temu o badaniach, których wynik dał się streścić do jednego stwierdzenia: wilki uczą się przez obserwowanie, a psy - nie. W środę gotowałam zupę i ze stojącego na podłodze kosza z warzywami wyjęłam marchew, którą, a jakże, podzieliłam się z Sarą. Jakie było nasze zdumienie, kiedy wieczorem Sara wkroczyła do pokoju trzymając w zębach wielką marchewkę. Znalazła ją sobie we wspomnianym koszu, wyjęła z niego woreczek z marchewkami, porzuciła pozostałe warzywa na progu sypialni i triumfalnie, ze zdobyczą, ułożyła się na dywaniku. Chyba jednak psy uczą się obserwując...
Halny wiejący poczas świąt w Tatrach dotarł i do nas. Wojtek cały ranek spędził stojąc przed oknem balkonowym i podziwiając szalejące na wietrze liście. Wojtkowi towarzyszyła Sara, ale nie udało mi się zrobić zdjęcia. Nusia zaległa na wersalce i patrzyła z daleka wdzięcznie "szczekając".
Wkrótce Sylwester i szaleństwo fajerwerków. Niektórzy już teraz sprawdzają, czy to, co kupili wybucha z właściwym rozmachem. Sara na szczęście nie wpada w panikę, ale zdecydowanie zawraca w stronę domu i narzuca tempo mało spacerowe. Jest jednak mnóstwo zwierząt, które się boją i z myślą o nich warto po 1) przygotować je do tej specjalnej nocy:
po 2) włączyć się w akcję promocyjną "Nie strzelam w Sylwestra" i faktycznie nie strzelać. Mieszkamy niedaleko Parku Śląskiego, w którym spotkać można lisy, zające, jeże i wszelkie mniejsze żyjątka, ot, choćby krety. Jest tu także ZOO, więc każdy fajerwerk rozświetlający niebo nad Parkiem jest czymś, co niepokoi, czy wręcz przeraża wszystkie te zwierzęta. Szkoda, że nie każdy o tym myśli.
Sara ma w domu dwa legowiska. W sypialni coś na kształt pontonu, w pokoju klatkę wyłożoną miękkim (nie mamy drugiego legowiska, więc, żeby Sara miała miejsce do spania, zdecydowaliśmy się na rozstawienie klatki). Śpi raz tu, raz tu - wedle własnego uznania. Ostatnio z wyjątkową radością klatkę zasiedla Wojtek. Robi to, gdy nie widzi Sara, bo nagle pieska postanowiła pilnować swojego legowiska. Przyznacie, że Wojtuś wygląda uroczo:
Sisi przed świętami uciekła nam na korytarz. I teraz, od kilku dni, wyśpiewuje pod drzwiami serenady - chce iść spacerować. Uznała, że taka komunikacja z nami jest skuteczna i zaczyna płakać pod drzwiami także gdy jest głodna lub gdy cokolwiek. Przynosimy ją, przytulamy, ale i tak ona ma swój pomysł na to, jak będziemy teraz funkcjonować.
Pogoda jest mocno wiosenna. Wczoraj ze spaceru z psem przyniosłam:
Udanej niedzieli:-) My idziemy spacerować...
* O ile wiem, w niektórych domach tak określa się potrawy sporządzone z tego, co zostało po całotygodniowym gotowaniu;-)
Komentarze
Pozdrawiam
Hesia jest jedna, więc nie ważne jak się podpiszesz - ja wiem, że to Ty. Piszę "jest", tak jak "jest" Duszka.
Świetna inicjatywa - Wigilia dla samotnych.
Co do fajerwerków - popieram w 100 %, może włodarze miast dostrzegą w końcu ten problem. Pozdrawiam
malutki:-) Ale jak stoi przy klatce, to głowę ma powyżej górnej krawędzi:-)
Wildzik,
z dzisiejszej pracy dowiedziałam się, że owszem, włodarze dostrzegli. Ale szkoda, że tylko Paryża. W naszych miastach niestety nie:/
dobrego roku - zdrowia!