Przejdź do głównej zawartości

Aż trudno uwierzyć...

że tyle dni minęło od mojego ostatniego pisania na kociokwiku. Nieco winy zrzucę na zmianę czasu, nieco na to, że po powrocie z pracy do domu nie siadam już do komputera, a piszę przed rozpoczęciem pracy. I, oczywiście - spacery. Tu widać najdobitniej różnicę między kotami i psem; koty chętnie położyłyby się na mnie i burczały, pies woli wyjść na spacer.

Sytuacja domowa unormowała się na tyle, że zwierzaki mijają się w mieszkaniu bez większych zgrzytów. Owszem, gdy Nusia się skrada, a Gusia biegnie machając ogonem przed psim pyskiem, to Sara wyraża zainteresowanie. Ale gdy sobie leżą, śpią lub chodzą normalnym tempem nic się złego nie dzieje. Cały czas jednak kontakty kocio-psie odbywają się pod naszym nadzorem, tym bardziej, że Sara jest nadal zazdrosna o naszą uwagę. Być może jest w tym dużo naszej winy - czasami, zajęci czymś, zamykamy drzwi dzielące pokój, w którym jesteśmy z psem od reszty mieszkania. Wówczas pies, jak mi się wydaje, czuje się ważniejszy. Ale cóż ja... Przecież wciąż się uczę/uczymy psiego myślenia.

Brakuje nam kocich galopad. Dwa dni temu, gdy poszłam z Sarą na spacer Nusia, Wojtek i Gusia zaczęli szaleć po całym domu. Drapak, stół, parapet, fotele, wersalka - jak w zaczarowanym kręgu kociego rozpędu. Gdy wracamy i wpisuję do domofonu kod Wojtek chowa się na szafki w kuchni, schodzi dopiero, gdy Sara spokojnie się usadowi w pokoju.

Wczoraj Sara postanowiła leżeć w kuchni. Koty zachęcone jej nieobecnością natychmiast mnie obsiadły. Sisi nos w nos, Gusia na brzuchu - burczały i nadstawiały łepetyny do głaskania. 

Sara pięknie spaceruje. Garnie się do ludzi, jest przyjaciółką wszystkich, a szczególnie tych, którzy mają w rękach jakieś jedzenie. Oczywiście, nie pozwalamy jej karmić i nie zgadzamy się na jej zaczepianie mijanych przechodniów, ale czasami nie da się nie pozwolić na jej kontakt z ludźmi.

Nasze życie, jeszcze intensywniej niż dotychczas, zaczęło się kręcić wokół zwierzyńca. Ale to chyba dobrze, prawda?

Komentarze

monikacookies85 pisze…
super! chcialabym miec wiecej zwierzatek...ale to oznacza wicej obowiazkow,a z tym sobie narazie nie radze :P
Ja mam łatwiej bo mój Maciek wychowuje się z kotami praktycznie od małego. Razem się bawią - jest fajnie :)
L.B. Abigail pisze…
O! Dopiero doczytałam, że pies jest w domu... No..., poważna zmiana taka decyzja by zostać DT dla psiaka akurat. Powodzenia :)
kociokwik pisze…
Moniko,
:-)

Retro,
znacznie łatwiej:-)

Abgail,
dziękuję, życzenia się przydadzą:-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...